129. Advantage+ to samo zło? Niekoniecznie!
Jeśli chodzi o decyzję czy automatyzować kampanie na Facebooku i Instagramie czy nie, dominują dwa podejścia. Oba mają bardzo poważne wady:
1. Podejście pierwsze opiera się na totalnej krytyce tego typu rozwiązań:
„wyłącz, wyrzuć, wystrzegaj się”, mówią jego przedstawiciele. Zazwyczaj argumentują to gorszymi ponoć wynikami kampanii tego typu. Dużo w tej grupie osób, które boją się utraty pracy: „jeśli klient wszystko zautomatyzuje to co z naszym zawodem?”.
Problem polega na tym, że takie podejście jest absolutnie nie do utrzymania. Jeszcze dziś być może uda się komuś pokazać case’a dowodzącego, że kampania ustawiona w całości „ręcznie” osiągnęła lepsze wyniki niż ta w 100 proc. „automatyczna”. Technologia idzie jednak naprzód. Walka ze sztuczną inteligencją i automatyzacją jest skazana na porażkę. Algorytmy są i będą coraz skuteczniejsze. Poza tym to przecież rozwiązania, które mają nam ułatwiać życie i przyspieszać pracę. Są po to, żeby z nich korzystać.
2. Podejście drugie to z kolei totalna automatyzacja.
„Niech reklamy robią się same”, „zaufaj w pełni sztucznej inteligencji”, „pozbądź się jakiejkolwiek kontroli nad kampaniami, bo AI zawsze będzie dowozić lepsze wyniki”. W tej grupie są (od niedawna) konsultanci Mety i (od dawna) osoby sprzedające narzędzia do automatyzacji kampanii. Konsultanci twierdzą na przykład, że nowy algorytm („Meta Lattice”) skutecznie automatyzuje wszystkie kampanie, niezależnie od typu działalności (B2B/B2C) i tego czy jest to nowe konto reklamowe, czy takie na którym były już prowadzone działania.
Problemem w tym przypadku n i e j e s t to, że kampanie w pełni automatyczne będą zawsze lepsze/gorsze. Jest nim bardzo ograniczona możliwość zweryfikowania d l a c z e g o wyniki były takie a nie inne. Jeśli system automatycznie wybierze cel reklamowy, grupy docelowe, a potem stworzy i przetestuje setki reklam, na nie wiadomo jakich odbiorcach, to reklamodawca nigdy nie dowie się co działało, a co nie. To, że efekt był dobry nie zamyka tematu! Reklamodawca, który mówi „efekt był dobry, więc nic więcej mnie nie interesuje”, jest jak przedsiębiorca sprzed 100 lat, który na pytanie: „Czemu u Pani / Pana taka kolejka przed sklepem? Skąd tu tyle ludzi?”, odpowiadał: „Nie wiem, ale cieszę się że przyszli…”. Zrozumienie odbiorców zawsze było ważne, a w erze AI będzie jeszcze ważniejsze.
Na szczęście jest trzecia droga, która pozwala korzystać z automatyzacji „z głową” i jak się domyślacie, właśnie to podejście rekomenduję. Chodzi o:
1. Uświadomienie sobie, że podział na kampanie „ręczne” i „automatyczne” jest tak naprawdę sztuczny. Wszystkie kampanie od momentu opublikowania są automatyczne i zarządzane przez algorytmy. Nie da się w systemie Mety (Google’a, TikToka) stworzyć kampanii, która nie będzie optymalizowana przez sztuczną inteligencję.
2. Korzystanie ze wszystkich opcji Advantage+ ułatwiających życie reklamodawcy, z wyjątkiem tych które nie pozwalają zweryfikować i zrozumieć rezultatów w kampanii. W praktyce – na dziś – oznacza to włączanie Advantage+ w przypadku budżetu, czasem też umiejscowień (system podejmuje decyzje samodzielnie, ale pozwala zweryfikować jakie podjął i ocenić ich efekty) oraz unikanie automatyzowania wyboru grupy docelowej (bo tam możliwość weryfikacji w trakcie i po kampanii jest mocno ograniczona). Podejmowanie na podobnej zasadzie decyzji dotyczących optymalizowania treści i kreacji reklamowych.
3. Zauważenie, że możliwość wyciągania wniosków, pójścia „za ciosem”, robienia więcej tego co działa i mniej tego co nie działa, będzie kluczową przewagą w czasach, gdy większość reklamodawców zacznie automatyzować cały proces.
Sam Altman powiedział niedawno, że AI przejmie „95 proc. obecnych zadań agencji, strategów i pracowników kreatywnych”.
W rzeczywistości może przejąć nawet 100 procent. Ale tylko od osób, które całą decyzyjność przekażą AI, a siebie postawią wyłącznie w roli biernego obserwatora.
Udostępnij