Chcecie dowiedzieć się, co słychać w wielkim świecie? W takim razie zapraszamy na przegląd najciekawszych newsów z naszej cyfrowej rzeczywistości…
Instagram testuje funkcję podmiany muzyki w Rolkach
U wybranych osób pojawia się opcja zmiany dźwięku/muzyki w opublikowanych już Rolkach. Możliwość pojawia się w momencie, kiedy pierwotnie użyta muzyka jest niedostępna (np. została usunięta z bliblioteki lub wyciszona z powodu roszczeń).
Avatary w Meta Horizon zyskają… nogi!
Stało się. Brak nóg u postaci była, poza pokraczną grafiką, jednym z największych elementów krytyki wirtualnej rzeczywistości stworzonej przez Meta. Niedługo społeczność nie będzie mogła już na to narzekać Hura!
UOKik prezentuje nowe efekty na Instagrama
Niedawno pisaliśmy Wam o nowych zaleceniach prezeza UOKiK, dotyczących oznaczania płatnych promocji oraz współpracy w influencerskich postach w mediach społecznościowych.
Nowopowstały filtr pozwala na automatyczne nałożenie na zdjęcie lub film belki z informacją o treści sponsorowanej.
Rozwiązanie jest to całkiem ciekawe, jednak ma jedną, zasadniczą wadę – efektów z poziomu aplikacji nie można nanosić na gotowe już zdjęcia i filmy z galerii, a jednak w ten sposób większość influencerów publikuje już wcześniej przygotowane i obrobione materiały.
Osiągnięcia w Rolkach
Kojarzycie w trofea i odznaki, za osiągnięcia w grach? Meta pracuje obecnie nad wdrożeniem dwóch osiągnięć, które można otrzymać do danej Rolki. Obecnie są to:
– Trendsetter – odznakę otrzymuje się za wykorzystanie trendującgo dźwięku lub efektu w swojej Rolce
– Creative Streak – za remiksowanie lub współtworzenie Rolek z innymi twórcami. To „trofeum” jest o tyle zaskakujące, że jednak nazwa sugeruje regularną publikację (coś jak Streaki na Snapchacie).
Na ten moment przewidywane jest, że osiągnięcia będą widocznie jedynie dla autora.
Czy w przyszłości będzie ich więcej i czy będą dodatkowo oznaczane na profilu?
Nad tym możemy się póki co jedynie zastanawiać, jednak taka gamifikacja faktycznie mogłaby być kolejną zachętą do kreowania większej ilości treści wideo, nawet wśród tych bardziej upartych twórców.
Jak widać – Instagram nie daje w kwestii tego formatu za wygraną.
W 102. Tygodniku SMN tradycyjnie nie brakuje najświeższych instagramowych wieści, które zdecydowanie zdominowały to wydanie. Znajdziecie tu też kilka słów o Twitterze i Facebooku, a na koniec zabierzemy Was na wirtualny pokaz mody!
Elon, ankiety i edycja tweetów
Okazuje się, że ostatnie doniesienia o możliwości edycji postów na Twitterze nie były ani primaaprilisowym żartem platformy, ani kosmicznym pomysłem Elona Muska (który został oficjalnie największym udziałowcem firmy).
Twitter oficjalnie potwierdza, że prace nad tą funkcją trwają już od zeszłego roku, a w najbliższych miesiącach będzie ona intensywnie testowana.
Hashtagi w służbie idei
Tak, jak dawniej hasła na plakatach i transparentach, tak dziś to hashtagi służą ruchom społecznym do szerzenia świadomości na temat różnorodnych idei czy akcji – od #BlackLivesMatters, przez polskie #CzarneProtesty, aż po aktywizm klimatyczny.
Instagram, we współpracy z amerykańskimi organizacjami i fundacjami, zaprojektował specjalną funkcję w aplikacji. Od teraz wybrane, aktywistyczne hashtagi zyskają nowe oblicze – na stronie danego hashtagu zobaczymy przycisk “Support”. Kryją się tam dwie opcje:
- “Spread the word” – dzięki niej będziemy mogli podesłać hashtag swoim znajomym za pomocą DM-ów;
- “Create a fundraiser” – da nam możliwość stworzenia własnej zbiórki, która będzie wspierać organizację powiązaną z danym ruchem społecznym.
Tagowanie produktów nie tylko dla sklepów
Na Twitterze pojawiły się ciekawe wieści dotyczące tagowania produktów na Instagramie. Jak donosi Alexandru Voica (Technology Communications Manager w spółce Meta), na przestrzeni najbliższych miesięcy wszyscy użytkownicy w USA mają zyskać możliwość oznaczania produktów na zdjęciach.
Oznacza to, że każdy będzie mógł stać się swego rodzaju ambasadorem marki, pokazując swojej społeczności produkty ulubionych firm i ułatwiając ich zakup.
Nowe wersje feedu na Instagramie
Na Instagramie w końcu zagościły zapowiadane od tygodni nowe widoki feedu. Od teraz oprócz dotychczasowego widoku postów, determinowanego przez algorytm, mamy możliwość przełączenia się na:
- Following (obserwowani) – chronologiczny feed z publikacjami osób, które obserwujemy;
- Favorites (ulubione) – feed z postami twórców, których oznaczyliśmy gwiazdką, jako ulubionych. W tym przypadku ich posty będą nam się wyświetlać nie tylko w Favorites, ale również uplasują się wyżej w głównym, algorytmiczym feedzie.
Reelsy dla wszystkich
Meta otwiera nowe możliwości dla twórców aplikacji! Od teraz deweloperzy mogą zaprogramować w swoich aplikacjach integrację z facebookowymi Reelsami i umożliwić użytkownikom eksportowanie krótkich wideo prosto na FB.
To kolejny krok Mety napędzający (i tak już galopującą!) ekspansję reelsów w social mediach, a jednocześnie spore ułatwienie dla twórców, którzy chcą docierać do kolejnych grup odbiorców.
Moda w metaversum
Na koniec ciekawostka dla fanów najświeższych technologii!
Pod koniec marca miał miejsce pierwszy Metaverse Fashion Week. Odbył się na platformie Decentraland i, jak twierdzą jego twórcy, spotkał się z pozytywnym odbiorem – szczególnie ze strony uczestniczących w nim marek modowych.
Na czym polega wirtualny fashion week? Oprócz pokazu kolekcji, kluczowe są… zakupy. Użytkownicy mogą kupić cyfrowe ubrania od największych marek i założyć je na swoje avatary.
Poniżej możecie przejrzeć specjalną kolekcję ubrań od Dolce&Gabbana, zaprojektowanych specjalnie na tę okazję:
Pierwsze koty za płoty? Jakaś nowa twarz na zdjęciu? O co chodzi?
Ano właśnie! Uprzejmość wymaga, żeby się pokrótce przedstawić, więc jestem Paweł i jeszcze trochę i minie prawie pół roku mojej pracy w Social Media Now na stanowisku Social Media Specialist. Będę się tu czasem pojawiał – miło Was wszystkich poznać!
Dzisiaj naszą największą gwiazdą będzie Instagram, na którym ostatnimi czasy podziało się bardzo dużo. Zapraszam do lektury!
Pora na Rolki w Polsce!
Od paru tygodni, również i w Polsce możemy nagrywać Reels, czyli Rolki na Instagramie. Czym są Rolki? Tiktokami, tylko że na Instagramie. Są to krótkie filmiki (trwające od 15 do 60 sekund) w formacie pionowym, zazwyczaj urozmaicone muzyką lub efektami dźwiękowymi (o których za chwilę!) biblioteki aplikacji. Podobnie jak w przypadku TikToka, bibliotekę dźwięków można też uzupełniać o własne nagrania i tworzyć, mniej lub bardziej celowo, viralowe wyzwania i trendy. Całość można wzbogacić o dynamiczne efekty i przejścia, dzięki prostemu edytorowi wideo.
Powstałe Rolki mogą być publikowane zarówno na głównym feedzie profilu (który tak naprawdę nie jest głównym umiejscowieniem Rolek, ponieważ mają one trafiać do osób, które nie miały jeszcze styczności z naszym profilem), jak i w osobnej zakładce oznaczoną ikonką Reels.
Koniec swipe-up w zwykłych relacjach – czas na naklejki!
W końcu, by udostępniać linki w relacjach na FB, nie trzeba już należeć do elitarnego grona twórców posiadających powyżej 10 tysięcy obserwatorów.
Od teraz funkcja linkowania dostępna jest dla każdego, w najprostszej z możliwych na Instagramie formie – naklejki.
Podczas edycji możemy podać dokładny link, do którego naklejka ma kierować po dotknięciu. Wyświetlana jednak będzie jedynie nazwa domeny, więc warto to mieć na uwadze. Samą naklejkę można dosyć standardowo powiększać, pomniejszać, przemieszczać po ekranie oraz zmieniać jej kolory. Na jedną relację można wykorzystać jedną naklejkę z linkiem – to nie jest znacznik produktów dla sieci odzieżowych!
W ostatnich dniach funkcja została także uzupełniona o edycję tekstu wyświetlanego w miejsce linka.
Collabs, czyli posty współtworzone
Funkcja kolaboracji, to spełnienie marzeń marek współpracujących z inlfluencerami, a także i zgranych ze sobą twórców.
Pozwala na opublikowanie posta/rolki o identycznej treści na dwóch kontach twórców jednocześnie. Pojawi się ona wtedy w aktualnościach z oznaczeniem nazw obydwu kont.
Całość robi się w oknie dialogowym oznaczania osób w poście – pojawiła się tam opcja „oznacz współtwórcę”. Po kliknięciu, zostanie wysłane do tej osoby zaproszenie, które musi zaakceptować.
Mechanizm ten wydaje się być bardzo obiecujący we współpracach firm z influencerami, którzy zazwyczaj mają większe zasięgi i bardziej aktywnych odbiorców, niż marka. Polubienia i komentarze są wspólne, więc mogą dosyć pozytywnie wpłynąć na postrzeganie konta marki przez algorytmy. Do tego jeszcze zbiera nam się mocno rozszerzona grupa niestandardowych odbiorców – Aktywni ;). Ciekawostka na koniec – posty można normalnie promować. Dwie pieczenie na jednym ogniu!
Sprawdź: https://about.instagram.com/blog/announcements/expanding-sharing-links-in-stories-to-everyone
Twoja kolej! Czyli Instagramowy generator wirusowego zasięgu
Twoja kolej (lub w wersji zagranicznej – Add Yours), to nowa naklejka do stosowania w relacjach na Instagramie. Jest czymś w stylu rzucenia wyzwania do swoich odbiorców – po kliknięciu w naklejkę możemy na taką relację odpowiedzieć swoją, która trafi do puli wszystkich osób, które wzięły udział w zabawie.
Na ten moment ludzie się zwyczajnie funkcją bawią, poprzez naklejki typu „Pokaż swojego psa/kota/chomika”, „pokaż swój samochód” itp., jest to jednak opcja, która ma także spory potencjał w generowaniu społecznego dowodu słuszności, poprzez zbieranie zdjęć i filmików zadowolonych użytkowników naszego produktu.
YouTube pozbył się liczby negatywnych reakcji
Temat przejawiał się już wielokrotnie w ramach pomysłu, jednak klamka już ostatecznie zapadła – pod filmami, jako widzowie (bo dla twórców statystyki będą dalej dostępne) nie będziemy mogli już zobaczyć liczby łapek w dół.
Ogłoszenie to spotkało się z dosyć ostrą falą krytyki, a użytkownicy już złośliwie starają się obchodzić system – na przykład poprzez publikację komentarza, który inni mają polubić jako łapkę w dół. Co ciekawe, nie wszystkim twórcom się to również podoba i niektórzy, w ramach transparentności, podają liczbę łapek w dół ze swoich statystyk w podpiętym komentarzu.
Zarabianie na Instagramowych Live’ach – odznaki
Instagram idzie w treści wideo – Reelsy, wydłużone relacje. Nie mogło się więc obyć bez zmian w transmisjach na żywo.
Dla twórców w Stanach Zjednoczonych pojawiła się funkcja monetyzacji, która prawdopodobnie ma jeszcze bardziej zachęcić do tworzenia tego typu treści (w końcu rynek streamerów kwitnie w najlepsze na Twitchu, a Facebook Meta lubi przynosić do siebie sprawdzone rozwiązania).
Od teraz bardziej wierni fani będą mogli składać donate’y dla swoich ulubionych twórców podczas ich transmisji na żywo. Nie będzie to jednak jednostronna transakcja – w zamian za napiwek, będą otrzymywali odznaki. Obecnie możliwe wartości wpłat to 0,99$, 1,99$ i 4.99$.
Instagram creators – pogadanka o bezpieczeństwie
Na profilu Creators na Instagramie pojawił się krótki film przypominający o możliwościach zwiększenia bezpieczeństwa swojego konta przy pomocy uwierzytelniania wieloskładnikowego. Po raz kolejny wspominają także o tym, że Instagram nigdy nie będzie pisał do nas w wiadomościach prywatnych, a wszystkie podejrzane maile można dodatkowo zweryfikować poprzez sprawdzenie, czy są na liście „Wysłane przez Instagram” w zakładce „Bezpieczeństwo” naszego konta. Stay safe!
Reels ciąg dalszy – nowe funkcje głosowe
Niedawno pojawiła się opcja lektora, który czyta dodany do Rolki tekst oraz efekty modulacji głosu nagranego przez mikrofon.
Wróćmy jednak do Facebooka, bo ten odkupuje winy…
Wyłączając całkowicie funkcję rozpoznawania twarzy na zdjęciach, nawet u osób, które miały tę opcję ręcznie włączoną. Usunięta została cała baza danych łącznie z wzorami pozwalającymi rozpoznać danego użytkownika na zdjęciach, w relacjach oraz filmikach.
Funkcja ta także zostanie wyłączona w aspekcie Automatycznego Tekstu Alternatywnego, który kreowany jest jako opis zdjęcia dla osób niewidomych lub niedowidzących.
Nowe funkcje wspierające sprzedaż na Facebooku
Pojawi się opcja wyświetlania sklepu powiązanego z Fanpage także na połączonych z nim grupach, w dedykowanej temu zakładce. Oprócz tego, będzie można także przedstawić produkty polecane, a użytkownicy będą mogli prosić o rekomendacje.
W fazie testów są także nowe rozwiązania, które mają ułatwić Twórcom realizację sprzedażowych transmisji na żywo.
To wszystko, co mam dla Was na dzisiaj.
Jak widać, w zmianach przoduje Instagram, z którym naprawdę warto być na bieżąco, żeby nadążać za wszystkimi większymi i mniejszymi zmianami. Mam nadzieję, że mój debiut Wam się spodobał.
Widzimy się w przyszłym miesiącu!
W tym tygodniu przygotowałam dla Was garść newsów dotyczących: Facebooka, Instagrama, Twittera, TikToka i Pinteresta. Pierwszy serwis jest w tym zestawieniu najważniejszy – chociaż ciężko, aby do kogoś nie dotarła zmiana, jaką zaserwował nam Apple i nie słyszał o idących za nią konsekwencjach…
Apple wprowadził aktualizację systemu IOS z możliwością wyłączenia śledzenia danych
Przypomnijmy, że od niedawna użytkownicy tego popularnego systemu mogą wyłączyć opcję śledzenia danych. To oznacza, że często nie będziemy wiedzieć, czy na zakupy, których dokonali użytkownicy, miał wpływ Facebook.
Oczywiście medium broni się jak może i podaje dane statystyczne… czyli na podstawie historycznych danych przepowiada, jak powinny wyglądać obecne wyniki.
Dodatkowo przygotowano pewne powiadomienie, w którym zespół Facebooka przypomina, że dzięki włączonej opcji śledzenia można go używać za darmo, reklamy są lepiej dopasowane do użytkownika oraz jest to wsparcie dla biznesów opierających swoją sprzedaż o media społecznościowe.
Czy wzmianka o korzystaniu z FB za darmo sugeruje, że kiedyś będzie inaczej (jeśli nie spełnimy pewnych warunków)? Moim zdaniem nie, a Facebook po prostu robi wszystko, aby nie tracić zysków z reklam, ale też lepiej je personalizować pod kątem każdego użytkownika.
Instagram daje możliwość blokady wiadomości z zakazanymi słowami
Jeśli kiedykolwiek borykaliście się z wiadomościami z obraźliwymi słowami na Instagramie, to z pewnością spodoba Wam się nowa opcja. Ale nie tylko obraźliwymi – aplikacja pozwoli nam również na dodanie listy niechcianych słów.
Dodatkowo będziemy mogli zablokować wiadomości od osoby, która natrętnie wysyła nam obraźliwe słowa z różnych kont. Instagram będzie rozpoznawał ją po adresie IP.
Wszystkie prośby do czatu, które zawierają niechciane frazy, zostaną automatycznie przefiltrowane do oddzielnego folderu ukrytych żądań. Jeśli zdecydujemy się otworzyć folder, tekst wiadomości zostanie zakryty, aby nie spotkać się z obraźliwym językiem. Chyba że będziemy chcieli go przeczytać. Można wtedy zaakceptować prośbę o wiadomość, usunąć lub ją zgłosić.
Opcja ma być dostępna w poszczególnych krajach w przeciągu kilku miesięcy.
Moim zdaniem to bardzo dobra decyzja Instagrama – z pewnością powinniśmy posiadać kontrolę nad tym, jakie wiadomości i od kogo do nas spływają.
Clubhouse testuje wersje na Androida
Możliwość pobrania tylko na system IOS oraz system zaproszeń nadawał tej aplikacji rangi ekskluzywności, ale jak widać, na dłuższą metę strategia ta nie zdała egzaminu.
Clubhouse ogłosił pracę nad nową wersją na Androida. Póki co testuje ją garstka użytkowników, którzy mają przekazać wszelkie uwagi dotyczące jej działania. Uruchomienie dla szerszej grupy odbiorców ma nastąpić za kilka miesięcy.
Źródło
Spaces na Twitterze są już dostępne dla wszystkich!
Pozostajemy w temacie głosowych spotkań. Twiteer ogłosił, że jego funkcja Spaces jest już gotowa dla wszystkich – również dla użytkowników Androida.
Przypomnijmy, że Przestrzenie mogą tworzyć użytkownicy, którzy cieszą się liczbą przynajmniej 600 obserwujących. Na spotkaniu może przemawiać 11 mówców, a liczba słuchaczy jest nieograniczona. Twitter zapowiedział też, że pracuje nad możliwością monetyzacji funkcji dzięki sprzedaży biletów na spotkania.
Źródło
Generowanie leadów na TikToku
Zbieranie kontaktów to jeden z ulubionych celów reklamowych na Facebooku czy LinkedInie. Od niedawna jest także możliwe na TikToku!
Jak będzie wyglądał proces?
Bardzo podobnie jak na FB. Formularz z podstawowymi danymi takimi jak np. imię, nazwisko czy mail powinien wypełnić się automatycznie, a część wymaganych przez reklamodawcę danych będziemy musieli uzupełnić sami. Podczas kolejnych kroków zostaniemy poinformowani o ochronie danych osobowych. Reklamodawcy będą mogli pobrać leady ręcznie albo automatycznie, przy integracji z własnym CRM-em.
„W TikTok chcemy wspierać firmy w nawiązywaniu długofalowych relacji z klientami, zachowując przy tym najwyższe standardy bezpieczeństwa w stosunku do naszych użytkowników. Nieustannie rozwijamy naszą platformę oraz udostępniamy nowe funkcjonalności, które pozwalają markom docierać do nowych grup odbiorców, jednocześnie chroniąc naszą społeczność i budować przestrzeń, w której każdy może czuć się komfortowo. Jestem przekonana, że generowanie leadów, pozwoli reklamodawcom prowadzić jeszcze bardziej efektywne kampanie na TikToku i tym samym zwiększyć sprzedaż”
– mówi Sylwia Chada, general manager TikTok w Polsce i Europie Centralnej.
Współpraca Facebooka ze Spotify
Korzystacie z tych dwóch popularnych aplikacji? Już niebawem będziecie mogli słuchać i udostępniać ulubioną muzykę lub podcasty bezpośrednio na FB – zobaczcie sami:
Oprócz udostępniania Spotify na kanale aktualności na Facebooku fani będą mieli również możliwość odtwarzania utworów za pomocą miniodtwarzacza za pośrednictwem postów zweryfikowanych artystów, a nawet z filmów przesłanych przez użytkowników na Facebooku, które zawierają licencjonowaną muzykę.
Wdrożenie planowane jest na 27 rynkach i na razie nie wiadomo, kiedy opcja ta trafi do Polski.
Pinterest chce lepiej chronić własność intelektualną
Problem nielegalnego pobierania materiałów z Pinteresta jest duży, dlatego firma przygotowała odpowiednie narzędzie do zgłaszania wszelkich naruszeń na tym polu. Jest to odpowiedź na potrzeby użytkowników, którzy zgłaszali Pinteresowi, że chcą mieć większą kontrolę nad tym, gdzie pojawiają się ich materiały.
Jeśli zgłoszenie zostanie zatwierdzone, będzie można przesłać oryginalne treści i wybrać jedną z następujących opcji egzekwowania:
Tylko moje: usuń istniejące i przyszłe wersje obrazów z Pinteresta, z wyjątkiem pinów oryginalnie zapisanych przeze mnie.
Tylko witryna: usuń istniejące i przyszłe wersje obrazów z Pinteresta, z wyjątkiem pinów, które prowadzą do moich witryn internetowych, do których zgłaszam moje roszczenia
Blokuj wszystkie: usuń wszystkie istniejące i przyszłe wersje tych obrazów z Pinteresta.
Czy Messenger może wpłynąć na zaangażowanie i zasięgi postów? Jest to jak najbardziej możliwe. W tym artykule pokażemy Wam, jak optymalnie wykorzystać to narzędzie, aby uzyskać wspomniany cel.
Takie rozwiązanie może okazać się dla Was pomocne szczególnie wtedy gdy planujecie jakieś konkretne wydarzenie na swoich fanpage’ach, premierę nowego produktu, wyprzedaż, promocję, cykl konkretnych postów itd.
Chodzi więc o taką komunikację, która będzie informowała odbiorców, że w waszej firmie czy instytucji zbliża się coś ciekawego.
Ten artykuł jest podzielony na dwie części. W pierwszej części przedstawimy argumenty, które przemawiają za szerszym wykorzystaniem Messengera. W drugiej części tekstu natomiast pokażemy jak w praktyce ustawić działania związane z Messengerem.
O co chodzi? Zobacz na przykładach:
W przypadku zapowiedzi zdarzeń możemy wyróżnić kilka przykładów dobrze obrazujących ten temat.
Pierwszym przykładem może być post, który informuje o tym, że zbliża się transmisja na żywo. Przykład pokazany poniżej jest napisany trochę inaczej niż zwykle. Większość takich postów informuje o tym, że znana jest już data takiego wydarzenia czyli np. 20 maja zostanie przeprowadzona transmisja na żywo. W tym przypadku odnosimy się jednak do etapu poprzedzającego czyli do zapowiedzi samego wydarzenia gdzie wspominamy o tym, co planujemy, ale jeszcze bez podawania daty. Celem takiego wpisu jest zainteresowanie naszej grupy docelowej tym, co planujemy, ale równocześnie pozostawienie rąbka tajemnicy. Dzięki temu, w tym przypadku, możemy zachęcić do skomentowania wszystkie osoby, które chciałyby jako pierwsze otrzymać informacje o terminie.
Celem tego typu postów jest też zwiększenie zaangażowania oraz docelowo zwiększenie zasięgu. Gdy analizujemy powyższy post, możemy zauważyć, że zarówno liczba komentarzy jak i zasięg jest na zadowalającym poziomie. W przypadku tego wpisu kluczowa jest zapowiedź samego live’a oraz to że dokładny termin jest dopiero ustalany. Przejawia się to w wezwaniu do działania, której tutaj brzmi: napiszcie komentarz jeżeli chcecie dostać wiadomość o terminie gdy już wszystko będzie jasne. Taka wiadomość następnie zostanie wysłana w ciągu kilku dni do wszystkich osób, które skomentowały. W części na zielono pojawia się sugestia, że można napisać jakikolwiek komentarz, ale także można zadać pytanie osobie, która będzie gościem tego live’a.
Dzięki tak sformułowanej treści posta pojawiają się też komentarze w których niektóre osoby napiszą coś więcej niż np. tylko samo „poproszę”.
Takie komentarze są szczególnie istotne w kontekście budowania zasięgu. Wynika to z faktu, że algorytm Facebooka ocenia też długość i różnorodność komentarzy a nie tylko ich liczbę. W związku z tym lepiej jest mieć np. 74 obszerniejsze treściowo komentarze (a przynajmniej część z nich) niż 300 komentarzy typu „ja”, „poproszę” czy „chętnie”.
Sam Facebook informując o tym jakie komentarze zwiększają zasięgi używa zwrotu „meaningful interactions” np. w tym poście Marka Zuckerberga sprzed trzech lat.
Z części tego wpisu, który jest zaznaczony na żółto, dowiadujemy się, że twórcy profili na Facebooku powinni zachęcać do generowania wartościowych (a nie jakichkolwiek) interakcji. Jeżeli ten cel zostanie osiągnięty, przekłada się to później na dużo lepsze zasięgi. W tym kontekście dobrym przykładem może być poniższy post.
To, co tutaj od razu zwraca uwagę, to zasięg, który jest wielokrotnie większy niż liczba fanów.
Pozytywnym elementem w tym poście jest informacja o zbliżającej się promocji. To, co jednak można byłoby poprawić to ostatni punkt, gdzie wskazane byłoby zadać konkretne pytanie, dzięki któremu mogą pojawić się dłuższe komentarze zwiększające zasięg. Takie pytanie mogłoby brzmieć np. Jakiej rasy psa macie w domu?
Coraz częściej zdarza się, że duża liczba komentarzy nie wystarczy, żeby wygenerować duży zasięg. Widać to na przykładzie poniższego posta. Zebrał on aż 333 komentarze, co pozwoliło jednak dotrzeć tylko do 5537 osób.
Przy takiej liczbie komentarzy, zasięg, który został wygenerowany jest bardzo przeciętny. Z czego to wynika? W tym poście chodziło o głosowanie na zagranie miesiąca i jedyne co wpisywali odbiorcy to cyfry 1 albo 2. Tego typu komentarze mniej działają. Z drugiej strony, pozytywne jednak jest to, że ten wpis pozwolił zaangażować bardzo dużo część społeczności obserwującej ten profil na Facebooku.
Zdecydowanie odradzamy więc używania jakiegoś hasła, które użytkownicy mają napisać w komentarzu, tak jak wygląda to w poniższym przykładzie ze słowem „odbieram”.
Zachęta do tego typu reakcji w komentarzach z pewnością nie jest wartościowa, dlatego, że, pomijając nieliczne wyjątki, wszyscy piszą pod postem to samo.
Co więcej, w takim przypadku można później zetknąć się z komunikatem w managerze reklam, który informuje o tym, że taki post zachęca do nieautentycznych interakcji, więc, z tego powodu, jego zasięg płatny będzie ograniczony.
Facebook, w swoich materiałach, takie budowanie zaangażowania określa jako comment baiting czyli chodzi o wszystkie posty, gdzie autor danego profilu zachęca do użycia tego samego hasła w komentarzu np. stosując taki zwrot: jeżeli chcesz dostać pdf napisz pdf.
To są niewłaściwe praktyki, których z pewnością nie polecamy stosować. Przejdźmy jednak teraz do posta związanego ze szkołą tańca, który akurat może służyć jako dobry przykład.
Ten post jest ciekawy z kilku powodów.
Możemy w nim znaleźć informację o limicie miejsc i o tym, że ten post nie jest dla wszystkich tylko dla osób, które są blisko tej marki. Można też się dowiedzieć, że chodzi o przedsprzedaż, która będzie miała miejsce zanim ruszą jeszcze oficjalne zapisy. W tym konkretnym przypadku jednak można też poprawić to samo, co przy poście dotyczącym psów. Zamiast zachęty „daj znać pod postem, że chcesz zarezerwować miejsce” można zapytać o coś konkretnego, żeby dać komentującym pretekst do stworzenia dłuższej wypowiedzi np. można, w ten sposób, zachęcić do wypowiedzi dot. lekcji tańca: daj znać czy chodziłeś/chodziłaś na lekcje tańca.
Poniżej, jeszcze w tej pierwszej części artykułu, chcieliśmy pokazać dwa posty, gdzie warto zmienić jedną rzecz w kontekście tego o czym wspomnieliśmy wcześniej.
W obu przypadkach warto zrobić zapowiedź bez podawania terminu danego zdarzenia, a następnie kolejne szczegóły przekazywać poprzez messenger.
A jak to konkretnie zrobić? O tym opowiemy w drugiej części artykułu.
Jak to ustawić?
Możemy tutaj mówić o dwóch sposobach. Pierwszy sposób polega na tym, że po kilku dniach (maksymalnie po siedmiu dniach) należy przejść po komentarzach ludzi, którzy prosili o wiadomość i wysyłać informacje do każdego z osobna.
Informacja, którą będziemy wysyłać może brzmieć mniej więcej w ten sposób: „Zgodnie z obietnicą kontaktujemy się, ponieważ już jest to, o czym wcześniej pisaliśmy„.
Można to też zautomatyzować, dlatego, że pojawiła się nowość w programie Chatfuel. To jest jeden z tych programów, gdzie warto mieć też płatną wersję. To, co przedstawimy można zrobić bezpłatnie, ale wtedy występuje limit osób, które można obsłużyć. W przypadku płatnej wersji ten limit nie występuje.
Warto też przy okazji dodać, że Chatfuel można wykorzystywać przy okazji prowadzonych aktywności na Facebooku, ale już niedługo będzie można też z niego skorzystać w prowadzeniu działań na Instagramie.
W tym miejscu przechodzimy już do konkretów. Zacznijmy od tego, że w programie Chatfuel jest możliwość, żeby ustawić regułę.
Polega ona na tym, że osoby, które skomentują post dostają wiadomość od fanpage’a. Trzeba tylko zaznaczyć, że ta reguła nie będzie działać do wszystkich tylko do konkretnych postów.
W kolejnym kroku można wybrać z listy jeden post lub więcej.
Ze względu na to, że nie chcemy aby w komentarzach pojawiało się konkretne hasło np. hasło „poproszę”, dlatego nie będziemy ustawiać żadnych słów kluczowych, które użytkownicy muszą wpisać w komentarzu. Trzeba więc poniżej kliknąć w tę biało-czerwoną kropkę. U góry mamy zaś post o który nam chodzi.
Po kliknięciu pojawia się informacja odnośnie kolejnych kroków. Na początku zaznaczamy, że nie chcemy publicznie odpowiadać tej osobie tylko prywatnie w Messengerze. Na pierwszym od góry zielonym tle wpisujemy odpowiedź, a poniżej na zielonym tle możemy dodać jeden albo dwa przyciski, jeżeli chcemy później kontynuować tę konwersację, ale to nie jest obowiązkowe. Najważniejsze w tym jest to, że po skomentowaniu tego posta użytkownik otrzyma prywatną wiadomość w Messengerze. Trzeba oprócz tego dodać jeszcze tzw. atrybut. Można powiedzieć, że to jest wewnętrzna sprawa w tym programie. Ogólnie chodzi o to, że odpowiedzi tych osób się zapiszą jeżeli chcielibyśmy w przyszłości się z nimi komunikować. Można tam wpisać cokolwiek. Tego nasi obserwujący nie zobaczą.
Kluczowe w tym nowym interfejsie jest to, że ta wiadomość nie musi przychodzić od razu po skomentowaniu tak, jak to było wcześniej. Można obecnie wybrać wysłanie wiadomości z opóźnieniem.
Możemy ustawić wysłanie wiadomości przez system np. po sześciu dniach. Określamy więc, że po sześciu dniach przyjdzie wiadomość, która poinformuje tych wstępnie zainteresowanych, że już są szczegóły.
Nie zawsze jednak muszą być to posty w których wiadomość przychodzi z opóźnieniem. Więcej prawdopodobnie jest takich, gdzie od razu przychodzi wiadomość po skomentowaniu. Można to jak najbardziej wykorzystywać, ale warto nie ograniczać się do sformułowania „skomentujcie” albo „napiszcie pod postem” tylko proponujemy wprowadzić dwie opcje w treści posta. Można to sformułować w ten sposób: „wystarczy cokolwiek, ale najbardziej docenimy komentarze z propozycjami tematów na najbliższy live„. Takie podejście zastosowaliśmy we wpisie poniżej. Pod tym postem pojawiło się 228 komentarzy, a przynajmniej połowa to są ciekawe pomysły na następne transmisje.
Kolejny post, który dobrze się sprawdził dotyczy szkolenia Facebook&Instagram PRO gdzie informowaliśmy o tym, że można skorzystać z odroczonej płatności za szkolenie. Aby powiększyć szansę na zaangażowanie, a nie tylko na kliknięcia, na zielonym tle wprowadziliśmy następujący komunikat: „Jak skorzystać, to bardzo proste. Pochwalcie się swoim fanpagem poniżej, oznaczcie go lub wklejcie link do niego„. Dzięki temu uzyskaliśmy pod postem sporo komentarzy a docelowo przełożyło się to na większy zasięg.
Ostatni przykład posta, który chcieliśmy zaprezentować ma 800 komentarzy, co jest bardzo dobrym wynikiem i równocześnie mamy tutaj lepszy rezultat od poprzednich przykładów.
Pomimo tak wielu komentarzy można tutaj poprawić ten sam element, co we wcześniejszych przykładach. Zamiast pisać „Daj znać a prześlemy Ci link” można np. we wersji prostszej napisać: „Daj znać, czy korzystasz już z naszych podręczników, materiałów i pomysłów” lub w wersji bardziej zaawansowanej „Daj znać jakie masz swoje pomysły na lekcje na tym poziomie, przygotowujące do egzaminu a my wyślemy Ci nasz podręcznik„.
Gdy bierzemy pod uwagę szczególnie ten ostatni komunikat możemy liczyć się z tym, że będziemy mieć prawdopodobnie 10 razy mniej komentarzy, ale za to zbudujemy pod postem bazę ciekawych pomysłów na lekcje a dodatkowo osoby, które później to przeczytają wyniosą z tego dodatkową wartość.
Na sam koniec chcieliśmy jeszcze wspomnieć o jeszcze jednej zmianie związanej z Messengerem, którą wprowadza Facebook.
Zmiana będzie polegać na tym, że niektóre strony facebookowe będą miały ponownie możliwość wysyłania newslettera przez Messengera. Była taka możliwość około dwa lata temu, później została wyłączona. Obecnie ta opcja będzie ograniczona tylko i wyłącznie do firm, które prowadzą tzw. strony z informacji czyli Facebook stworzy tzw. News Page Index.
To będzie katalog stron, które według Facebooka kwalifikują się do tego, żeby wysyłać tego typu newslettery niezależnie od tego czy ktoś skomentuje post. W ramach tego rozwiązania budowalibyśmy bazę osób, które raz na jakiś czas chciałyby dostać wiadomość z informacją np. o nowym poście albo o nowym artykule.
Jeżeli uważacie, że możecie się do tego kwalifikować, to zachęcamy do zgłaszania się do tego projektu. Warto się zgłosić, tym bardziej, że ta opcja zapowiada się bardzo ciekawie a jeżeli dostaniecie pozytywną odpowiedź ze strony Facebooka, to będziecie jedną z niewielu firm w Polsce posiadających taką możliwość.
Gdybyście chcieli się zgłosić do tego projektu, to musicie odwiedzić swojego managera firmy a następnie odnaleźć opcję w zakładce rejestracje „strony z informacjami„.
W kolejnym kroku musicie wypełnić formularz, ale uprzedzamy… na odpowiedź czeka się dość długo.
Jakie kategorie produktów sprzedają się najlepiej? Do jakich przychodów można dojść w ciągu 6 miesięcy od założenia sklepu internetowego prowadzonego jednoosobowo? Poniżej znajdziecie naszą rozmowę z Tomaszem Cincio. Tomasz z branżą e-commerce związany jest od niemal 20 lat. Zarządza jedną z największych platform sklepowych – RedCart.pl, z rozwiązań której korzystają tysiące sklepów internetowych w całej Europie. Od niedawna zaangażowany jest także w budowę największej platformy dropshippingowej w tej części Europy – Droplo.com.
Z tej rozmowy dowiesz się m.in.:
- Co warto sprzedawać, jakie branże brać pod uwagę i gdzie szukać produktów?
- Jakie błędy popełniają początkujący sprzedawcy internetowi?
- Czy można pogodzić prowadzenie sklepu internetowego z pracą na etacie?
Rozmowę przeprowadził Piotr Chmielewski, CEO Social Media Now.
Piotr Chmielewski: W naszej agencji Social Media Now specjalizujemy się w kampaniach reklamowych m.in. na Facebooku i Instagramie. Od jakiegoś czasu zajmujemy się również promowaniem sklepów internetowych. Od roku prowadzimy projekt GrowNow, w którym współpracujemy ze sklepami internetowymi na zasadzie success fee (prowizja od sprzedaży), czyli rozliczamy się w zależności od wyników kampanii reklamowych. Wiemy, że nasi odbiorcy są zainteresowani branżą e-commerce, zwłaszcza w czasie pandemii. Powiedz, o czym warto pamiętać otwierając sklep internetowy w 2021 roku?
Tomasz Cincio: W tym momencie rynek e-commerce jest w zupełnie innym miejscu, niż jeszcze 12 miesięcy temu, przed pandemią. Moim zdaniem to idealny moment, żeby pomyśleć o własnym sklepie. Wszystkie statystyki i dane z rynku potwierdzają, że rynek e-commerce bardzo szybko się rozwija, przybywa obecnie w dużym tempie kupujących, ale jednocześnie, co ważne, rynek nie jest jeszcze przepełniony. Należy pamiętać, że niekoniecznie musi być to sklep. To może być sprzedaż poprzez marketplace’y typu Allegro, które mogą być doskonałym uzupełnieniem…
Załóżmy, że jestem początkującym sprzedawcą. Co, Twoim zdaniem, będzie bardziej korzystne: marketing place’y czy własny sklep internetowy?
Myślę, że warto połączyć obie te formy. Nie należy skupiać się na jednym kanale sprzedażowym. Dywersyfikacja źródeł zamówień jest bardzo ważna. Znam osobiście bardzo dużo przypadków, w których nasi klienci uzależnieni od jednej z platform, na której prowadzili sprzedaż internetową, zostawali z niczym. Ich sprzedaż spadała do zera, bo ich konta były blokowane.
A jakie są najczęstsze przyczyny tych blokad?
Czasem to wynik działań konkurencji, ale zazwyczaj są to zwykłe codzienne nieporozumienia: reklamacje klientów, bo coś nie zostało dodane do paczki, został pomylony produkt itd.
Często zdarza mi się rozmawiać z osobami, które korzystają z marketpalce’ów i na nie narzekają. Czy, Twoim zdaniem, to jest taka relacja typu love-hate – narzekają, ale mają tam mimo wszystko wysokie wyniki sprzedażowe? Czy ten marketplace jest jakimś etapem przejściowym i ostatecznie każdy sprzedawca chciałby sprzedawać jednak w swoim własnym sklepie?
My mamy nieco szerszą perspektywę, ponieważ od wielu lat obsługujemy i wspieramy integrację z Amazonem czy z eBay’em na rynkach zagranicznych, gdzie są większe restrykcje. Tam jeśli dochodzi do sporów z klientami, to bardzo łatwo doprowadzić do blokady konta. Większość sprzedawców, przed zbudowaniem własnej marki, próbuje swoich sił w marketplace’ach, które są w pewnym sensie trampoliną. Gdy sprzedaż jest na zadawalającym poziomie, część osób inwestuje we własny sklep. W nim generuje obroty, skaluje, a po pewnym czasie odłącza się od marketpalce’u.
Czytałem ostatnio tekst, w którym autor twierdził coś zupełnie przeciwnego. Teza była tam taka, że przyszłość e-commerce, to marketplace’y, bo duże platformy „zjedzą” nasze indywidualne sklepy.
Bazując na doświadczeniu na zagranicznych rynkach widzimy, że jednak nadal jest sporo miejsca na lokalne sklepy – szczególnie w Polsce, gdzie ten rynek nie jest w pełni zagospodarowany. Moim zdaniem marketpalce’y będą uzupełnieniem, a nie konkurencją. Jest grupa klientów, która rezygnuje z dużych platform na rzecz małych, wyspecjalizowanych sklepów. Cenią sobie możliwość kontaktu ze sprzedawcą, ekspertem w danej dziedzinie.
Polecam iść dwoma torami: uruchomić sklep internetowy i otworzyć sprzedaż na market place’ie – te kanały sprzedażowe powinny się ze sobą uzupełniać. To najlepszy moment, żeby takie działania rozpocząć.
A w którym momencie warto się odłączyć i postawić wszystko na własny sklep.
Wtedy, kiedy to biznesowo przestaje być opłacalne: mówimy tutaj o produktach nie aż tak wysokomarżowych. Nie wszystkie produkty są z narzutem kilkudziesięciu procent. Gdy zsumujemy wszystkie koszty związane ze sprzedażą na marketplace’ie, jak opłata za wystawienie produktów czy prowizja sprzedażowa, w pewnym momencie okazuje się, że przestaje nam się to kalkulować i wtedy lepiej jest zainwestować we własny brand. Przy każdej kolejnej zmianie cennika na np. Allegro, widzimy odpływ klientów, którzy decydują się założyć własny sklep. Zwłaszcza że marketplace ogranicza budowanie własnej marki – budujemy tylko zasięg i markę danego marketplace’u, ale nie własną.
Ciekawe jest to właśnie, że z tych kilkudziesięciu sklepów internetowych (powoli zbliżamy się do stu) w naszym projekcie #GrowNow, czyli tym projekcie success fee (prowizja od sprzedaży), o którym wspominałem na początku, to najlepsze wyniki mają te, które mają najsilniejszą markę. Jedna rzecz to są kampanie, które zwiększają sprzedaż, ale druga te niewątpliwie aspekt wizerunkowy danego sklepu. Na platformie Redcart.pl macie też duży przegląd różnych branż i produktów. Jakie produkty, Twoim zdaniem, warto sprzedawać? W których branżach działać?
Jeśli chodzi o rok 2020 i 2021 to przygotowałem takie krótkie podsumowanie graficzne topowych produktów, które w trakcie pandemii osiągnęły gigantyczną sprzedaż:
Na przykład, branża liofilizowana, u nas na platformie Redcart.pl notowały wzrost 200-300 proc. w porównaniu z roku poprzednim, więc dynamika była ogromna. Jeśli chodzi o topowe branże na naszej platformie Redcart.pl, to kategoria „Dom i ogród” była numerem jeden. Asortyment z tej branży odnotował duży wzrost – zwłaszcza, że mamy w niej do czynienia z koszykami zakupowymi o wysokiej wartości.
Podobna sytuacja jest w kategorii „Budowa i remont”. Pozostałe kategorie: „Zabawki i akcesoria dziecięce”, „Zdrowie i uroda” – to są branże, które od kilku lat dominują w sprzedaży online. Należy pamiętać, że są też produkty sezonowe, które o danej porze roku lepiej się sprzedają.
Średni narzut w kategoriach dominujących wynosił odpowiednio: „Dom i ogród” (47%); Fashion (64%); Erotyka (84%) – to pokazuje, że jeżeli produkty z tych kategorii umieścimy na marketplace’ach, to dużo nam jeszcze zostanie w kieszeni i można na tym zarobić.
Każdy, kto próbował na początku roku kupić kamerę internetową w trakcie pandemii, potwierdzi duży wolumen w transakcjach. Lepiej postawić na produkt czy daną kategorię produktów?
Faktycznie naszym klientom doradzamy, że warto powiązać te produkty z tym, czym zajmujemy zawodowo lub czym się interesujemy – żeby klientowi końcowemu lepiej doradzić, żeby stać się ekspertem w jego oczach i wzbudzać zaufanie. To wszystko się przekłada na wyniki sprzedażowe.
A jest jakieś miejsce, strona, na której możemy sprawdzić na przykład za miesiąc lub dwa, które produkty sprzedają się najlepiej?
My publikujemy własne raporty cyklicznie i nadchodzące trendy na platformie Redcart.pl. Jednak wszystko zależy od naszej strategii, czy stawimy na produkty sezonowe, czy uniwersalne. Pracujemy również nad nową platformą dropshippingową Droplo.com dla osób, które w najbliższym czasie planują otworzyć sklep. Dropshipping, to model pośrednictwa w sprzedaży. Model, w którym ostatecznie nie zajmujemy się wysyłką i tym, jak produkt zostanie dostarczony do klienta – tym zajmuje się hurtownia, z którą nawiązujemy kontakt i współpracę za pomocą właśnie takiej platformy jak nasza.
Więcej o prowadzeniu sklepów internetowych w modelu dropshippingowym możecie przeczytać w wywiadzie z Tomaszem Niedźwieckim.
A jeśli chciałbym potencjalnie teraz otworzyć sklep internetowy, to w jakim systemie, Twoim zdaniem, on powinien zostać utworzony? Jak robię przegląd firm, z którymi współpracuje nasza agencja, to bardzo często pojawiają się taki systemy jak: Woocommerce, Shopper, PrestaShop, ShoppyFay, Magento i wiele innych – który wybrać?
To zależy, czego oczekujemy. Warto zwrócić uwagę, że klienci często sięgają po rozwiązania pozornie darmowe. Tak jest np. w przypadku Woocommerce: sam skrypt dostępny jest do pobrania bezpłatnie, jednak okazuje się, że dalsze kroki już generują koszty, jak choćby wykupienie hostingu, na którym ten sklep będzie „postawiony”. Często te systemy zagraniczne nie oferują podstawowych narzędzi, które są istotne, jak już realizujemy zamówienie. Na przykład systemy płatnicze. W sklepie internetowym oferujemy tylko przelew na konto bankowe, bo platforma udostępnia nam tylko taką możliwość – nie ma płatności BLIKiem, kartą kredytową, PayPal linkami. Kolejne usprawnienia i kolejne integracje wymagają dodatkowych kosztów. Trzeba też pamiętać, że takie platformy udostępniają co kilka miesięcy aktualizacje, które trzeba śledzić.
Na każdym etapie otwierania sklepu internetowego, jeśli robimy to w oparciu o darmowe rozwiązania, to musimy się liczyć z dodatkowymi kosztami, na przykład jeśli chcemy wprowadzać dodatkowe integracje.
Czy można pogodzić prowadzenie sklepu internetowego z pracą na etacie? Czy da się to połączyć z innymi zajęciami?
Tak, bardzo często się z tym spotykam. Szczególnie w sytuacji, w której ktoś prowadzi sklep w modelu dropshippingowym. Nie wymaga on aż takich nakładów pracy, bo zadania związane z logistyką są przesunięte na dostawcę. Nasi klienci często pracują na etacie i nie chcą z niego rezygnować, bo na początku sklep internetowy jest niewiadomą – jest wiele czynników, które ostatecznie decydują o sukcesie bądź porażce przedsięwzięcia.
Czy sklep internetowy można na początku prowadzić w pojedynkę, czy warto od razu pomyśleć o jakimś niewielkim zespole ludzi?
Ten proces, w przypadku naszej platformy, jest na tyle zautomatyzowany, że wystarczy jedna osoba. Wraz z rozwojem sklepu, gdy wzrasta ilość zamówień, bardzo często wśród naszych klientów obserwujemy taki scenariusz, że rezygnują z pracy na etacie i poświęcają się całkowicie prowadzeniu sklepu. Jeśli dochodzimy do wolumenów sprzedażowych rzędu kilkudziesięciu, kilkuset zamówień dziennie, to wtedy warto faktycznie zatrudnić kogoś do pomocy. Kogoś, kto będzie dbał o kontakt z klientami, odpowiadał na pytania, udzielał informacji o statusie zamówienia – z doświadczenia wiem, że często taka osoba, to ktoś po prostu z rodziny.
Jeśli chciałbym otworzyć teraz sklep, na jakie błędy powinienem uważać, które się najczęściej powtarzają?
Po pierwsze, stawianie na rozwiązania, które są tylko pozornie darmowe. Po drugie, początkujący często zapominają, że na sklep trzeba spojrzeć z perspektywy klienta, a przecież my sami, jako konsumenci, szukamy wygodnych rozwiązań (np. płacenie BLIKIEM, odbiór w Paczkomacie). A po trzecie, opieranie sprzedaży na jednym źródle zamówień. Warto też pamiętać, że często problemem na początku może być brak budżetu, który byłby przeznaczony na reklamę naszego sklepu. To niezbędna inwestycja, która szybko się zwraca.
Do jakich przychodów można dojść w ciągu 6 miesięcy od założenia sklepu internetowego prowadzonego jednoosobowo? Zwiększanie przychodu dzięki kampaniom w mediach społecznościowych, to my mamy w tym momencie średni zwrot wydatków na reklamę ze sklepów internetowych na poziomie 7-8 (ROAS), w zależności od tygodnia, to oznacza, że każde tysiąc złotych wydanych na reklamę to 7-8 tysięcy złotych przychodu. Są przypadki, że zwrot wynosi 20, bo ktoś bardzo dobrze trafił ze swoim produktem lub po prostu ma silną markę. Zdarza się jednak, że zwrot jest dopiero po kilku miesiącach. Z doświadczenia wiem, że na początku wystarczy budżet rzędu kilkaset złotych miesięcznie. Jeśli jednak przekracza on 1000-1500 złotych, można już myśleć o współpracy z jakąś zewnętrzną firmą.
Na sukces składa się wiele czynników. Wszystko zależy od asortymentu, od produktów, od ich odpowiedniej ekspozycji (zdjęć, opisów), ceny. Znam przypadek, że jeden ze sklepów po trzech miesiącach generował przychód rzędu 130 tysięcy złotych miesięcznie. To nie są produkty niedostępne, każdy może je pobrać za pomocą integracji z platformą Redcart.pl do swojego sklepu internetowego i rozpocząć sprzedaż. W tym momencie mamy największą bazę dostawców w Polsce (ponad 600 firm), które oferują ponad 8 milionów gotowych produktów.
Rozmowa była transmitowana na naszym Facebooku, oglądniesz ją tutaj.
Mój pierwszy, a 83. Tygodnik SMN to miks tematów: od pożegnania z ważnym narzędziem do analizy na Facebooku, przez aplikacje dla byłych więźniów i nowe opcje reklamowania na Pintereście. Jesteście ciekawi? Zapraszam do lektury!
Koniec Facebook Analytics!
Facebook Analytics będzie dostępny tylko do 30 czerwca. Po tej dacie będziemy musieli korzystać z innych narzędzi do analizy. Większość komentatorów twierdzi, że decyzja ma związek z aktualizacją iOS 14 i problemem w odczytaniu danych.
Korzystaliście? A może zamierzacie pożegnać się bez żalu?
Specjalna aplikacja dla byłych więźniów
Mark Zuckerberg często podkreśla, że zależy mu na przeciwdziałaniu wykluczeniu grup społecznych zagrożonych marginalizacją, a taką grupą są niewątpliwie więźniowie. Nowa aplikacja o nazwie The Re-Entry App ma pomóc im w adaptacji do nowej rzeczywistości.
Informacja ta wyszła podobno przypadkowo. Na Instagramie pewnej grupy osób pojawiło się zaproszenie do testów, co miało być wynikiem błędu.
“To miał być tylko test wewnętrzny i usunęliśmy powiadomienie, gdy tylko dowiedzieliśmy się, że zostało na krótko uruchomione zewnętrznie”
– przyznała rzeczniczka Facebooka.
Nie wiadomo, czy aplikacja pomoże więźniom w kontaktach z innymi, czy zapewni np. pomoc psychologa czy terapeuty. Zastanawiam się, czy w jakiś sposób nie połączy byłych więźniów, co oczywiście może rodzić pewne obawy. Na razie nie znamy żadnych szczegółów dotyczących wyglądu i działania tejże aplikacji.
Źródło
Wersje robocze Stories na Instagramie
Już niebawem będziemy mogli zapisywać nasze filmy czy zdjęcia w wersji roboczej w specjalnym folderze. Opcja ta na pewno spodoba się osobom, które przygotowują relacje na co dzień i nie mają czasu na ich natychmiastową edycję i publikację.
Myślę, że większość z nas już przyzwyczaiła się, że Stories są coraz bardziej dopracowane i nie oczekuje, że są one dodawane w czasie rzeczywistym. Dlatego oceniam tę funkcjonalność jako bardzo przydatną.
Bezpieczeństwo w grupach czy cenzura?
Facebook opublikował aktualizację zasad i zabezpieczeń, w której przedstawia pewne ograniczenia dla grup politycznych i obywatelskich.
Jeśli członkowie danej grupy będą łamać standardy społeczności, to spotkają się z szeregiem ograniczeń związanych z jej widocznością i możliwością zapraszania nowych użytkowników. Dodatkowo administratorzy i moderatorzy grup będą tymczasowo zobowiązani do akceptowania wszystkich nowych postów. W przypadku nagminnego łamania zasad grupa będzie usunięta.
Czy Facebook w ten sposób chce ocenzurować grupy? Wkrótce przekonamy się, jak nowe zasady wpłyną na ich działanie w naszym kraju.
Nowe naklejki
Lubicie odpowiadać reakcjami na Stories? Jeśli tak, to na pewno spodoba Wam się obecnie testowana opcja Instagrama.
Aktualnie mamy tylko kilka prostych emotikon, co może nieco zawężać nam możliwość wyboru i dokładnego wyrażenia swoich emocji. Instagram przygotował wideo, na którym dokładnie pokazuje, jak nowe naklejki miałyby wyglądać. Będą podzielone na 4 kategorie: happy, love, funny and sad.
Playlisty na TikToku
Na Tiktoku, podobnie jak na YouTubie, będzie można tworzyć playlisty. Na początku będą dostępne dla kont biznesowych oraz profesjonalnych, ale twórcy tej popularnej aplikacji zamierzają ją rozszerzyć na wszystkich użytkowników. Listy będzie można wykorzystać na wiele sposobów – marki np. będa mogły przygotować tutoriale, a pozostali twórcy wykorzystać jako inspirację i zachęcić do odtworzenia większej ilości filmów.
Do list będzie można dodawać tylko filmy publiczne, a nazwa naszej playlisty będzie się wyświetlać każdemu, kto odwiedzi nasz profil.
TikTok: automatyczne odpowiedzi
Kolejna funkcjonalność TikToka ułatwi życie twórcom. Automatyczne odpowiedzi znane są między innymi z Facebooka i często ułatwiają komunikację z użytkownikami. Będzie można utworzyć „Welcome message” oraz wiadomości ze słowami kluczowymi.
Nowe opcje reklam na Pintereście
A na Pintereście nowość! Pinterest na podstawie swoich badań wyróżnił 8 nowych typów podróżników, aby reklamodawcy mogli lepiej do nich dotrzeć. Wszystkie typy są już dodane do ich narzędzia reklam, a podejrzeć je możecie na poniższym screenie.
Czym jest social commerce i czy rzeczywiście już teraz można mówić, że jest to hit 2021 roku? Poniżej przeczytacie artykuł ekspercki Macieja Grada, Online Marketing Managera.
Na początku każdego roku marketingowe media internetowe na całym świecie prześcigają się w publikacjach trendów na bieżący rok. To zjawisko można dostrzec również na polskim gruncie. Różnica jest taka, że w USA prowadzone są szerokie badania w tym zakresie, natomiast reszta świata stara się przełożyć te wyniki na swój rodzimy rynek.
Badania „zza wielkiej wody”
Amerykańscy specjaliści do spraw marketingu i dziedzin pobocznych analizują sytuację i prognozują trendy na rok bieżący w oparciu o badania z roku poprzedniego.
Tutaj należy postawić kropkę i zadać pytanie: czy warto sugerować się takimi badaniami i przekładać wyniki “zza wielkiej wody” na rynek polski – mając na uwadze opóźnienie oraz różnice chociażby w funkcjonowaniu branży e-commerce?
We wstępie chciałbym zatem zaznaczyć swoje krytyczne podejście do polskich publikacji bazujących na wynikach amerykańskich. Nie widzę sensu w podejmowaniu decyzji z zakresu strategii marketingowej na podstawie wyników, które, z dużym prawdopodobieństwem, nie korelują z realną sytuacją w Polsce.
Czego dowiesz się poniżej?
- Czym jest social commerce?
- Jakie są jego zalety i wady?
- Czy social commerce jest trendem na 2021 rok?
- Jakie są statystyki social commerce?
- Jaka jest przyszłość kanału sprzedaży z wykorzystaniem social mediów?
Czym jest social commerce?
Gdy na początku tego roku przeczytałem informację, że social commerce będzie trendem na 2021 rok, to nie powiem, zdziwiłem się. Podejrzewam, że nie jako jedyny.
Moje pierwsze skojarzenie było takie, że social commerce to po prostu sklep na Facebook’u czy Instagramie. Z przekąsem zapytałem kilku marketerów o hasło “social commerce”. Ich odpowiedzi mnie uspokoiły i zarazem zaniepokoiły. Z jednej strony okazało się, że nie jestem jedyny, który tak odebrał znaczenie tej nazwy. Z drugiej strony pomyślałem, że osoby, które stawiają swoje pierwsze kroki w marketingu już sieją fake newsy bez opamiętania na swoich “fachowych” stories. Zatem do sedna. Czym jest to enigmatyczne połączenie social media i e-commerce?
W zasadzie wszystkie zjawiska, które wpływają na decyzję zakupowe w e-commerce przy pomocy social możemy wrzucić do worka o nazwie “social commerce”.
To jest to po prostu wpływ portali społecznościowych na zwiększenie zysków w sprzedaży internetowej. Ukonkretniając social commerce to:
- budowanie pozytywnego wizerunku firmy na podstawie opinii i komentarzy w serwisach: Facebook, Instagram, Youtube;
- tworzenie relacji z klientem za pomocą sprecyzowanego contentu do potencjalnego klienta w aplikacjach typu: Facebook, Instagram, TikTok, Youtube;
- algorytmy rekomendujące podobne marki/brandy do tych już obserwowanych przez konsumentów w social mediach;
- social login, który nie tylko przekazuje nam kilka przydatnych danych, ale przede wszystkim skraca czas i kroki zakupowe;
- wbudowane w Facebook’a moduły sprzedażowe: “sklep Facebook” i jego możliwość integracji z własnymi e-commercami;
- grupy facebookowe;
- czy nawet nielubiane live’y sprzedażowe.
Mówi się, że firma, która nie posiada fanpage’a na Facebook’u – nie istnieje. Poszedłbym dalej z tym stwierdzeniem. Fachowe działania z zakresu budowania relacji i dobrego wizerunku w social mediach, sprytne osadzenie produktów w contencie, właściwe linkowanie produktów oraz integracja ze swoim e-commerce – skracają proces, proces od pierwszego kontaktu z produktem do jego zakupu, a to przekłada się na zwiększenie zysków.
Social commerce w pewien sposób jest dla mnie konkurencją dla SEO. Jednak, gdy połączymy oba te procesy, to zyski się spotęgują, a nie mnożą (efekt synergii).
Nie wszystkie z wyżej wymienionych funkcji social commerce działają świetnie od razu, przecież wiele osób próbowało sprzedawać w facebookowym sklepie bez wyraźnych efektów. Natomiast sytuacja tu jest podobna do tworzenia i funkcjonowania contentowo dobrze zaprojektowanych stron internetowych. Jeżeli całości nie wzmocnimy dobrym storytellingiem i mnogością contentu tak, jak w SEO słowami kluczowymi, to nikt do tego sklepu nie trafi. Co gorsza, może klient znajdzie sklep, ale zrazi się brakiem opisanych kategorii produktów, informacji o bezpieczeństwie transakcji, wysyłki itd. W takim przypadku nawet płatne działania przepalą nam budżet.
Zalety i wady social commerce
Do najważniejszych plusów pozyskiwania nowych klientów kanałem social media jest precyzyjność grup odbiorców. To z jednej strony szerokie możliwości płatnego docierania do potencjalnego klienta, gdzie narzędzia reklamowe pozwalają nam określić grupę odbiorców bardzo zbliżoną do person naszych klientów. Z drugiej strony już sama mnogość obecnie istniejących aplikacji i portali społecznościowy pozwala w organicznych działaniach dobrać narzędzia pod kątem tego, gdzie nasz potencjalny klient może spędzać czas. Bardzo ważne jest dostosowanie nie tylko narzędzia, ale też języka komunikacji.
Kolejną zasadą są wcześniej wspomniane nowe technologiczne możliwości typu social login czy integrację narzędzi social media z e-commerce, co ułatwia zarządzanie magazynem, cenami zniżkami itd. Wszystkie technologiczne ułatwienia zmniejszają ilość kroków zakupowych, co, jak wiadomo, zwiększa szansę na finalizację zakupu.
Ogromne zasięgi social mediów i czas, który jego konsumenci spędzają na surfowaniu po wirtualnym świecie, nie jest rzeczą, obok której można przejść obojętnie. To niewątpliwie duża szansa na pojawienie się w umyśle klienta, który bez social mediów, nigdy by nas nie poznał. Uważam, że dużo łatwiej jest promować markę w social media niż za pomocą działań SEO, pomijając już fakt trudności prowadzenia działalności offline.
Pixele i inne kody śledzące w połączeniu z social media dają nam szansę na dziesiątki nowych kombinacji remarketingowych oraz remarketing związany z bezpośrednią działalnością w social media typu: fani marki.
Łatwa mierzalność działań i szybka informacja zwrotna czy działania w social media mają sens i są niewątpliwym ułatwieniem i plusem.
Kolejną zaletą są oczywiście reklamy płatne, “look a like” i narzędzia typu Audience Insight. To ostatnie narzędzie jest świetne również w doszlifowywaniu swoich targetów, w poznawaniu nowych zachowań klienta i delikatnym benchmarkingu.
Do minusów social commerce możemy niewątpliwie zaliczyć ogrom informacji, który jest w każdej sekundzie produkowany w tej przestrzeni. Skończyło się już Eldorado. Organiczne zasięgi spadły, a wyniki osiągną tylko Ci, którzy zainwestują i będą w pewien sposób nietuzinkowi w kreacji i szablonowi w kontekście zasad świata social media. Ciężko również zapanować nad wszystkimi negatywnymi komentarzami, które nie zawsze są uzasadnione. Łatwo więc „uzyskać” negatywny odbiór przyszłego nabywcy.
Fakty i statystyki Social Commerce:
- Na przestrzeni ostatnich dwóch lat ilość odesłań z social media do sklepów internetowych wzrosła o 100%;
- 30% spośród badanych ankietowanych stwierdziło, że kupiłoby bezpośrednio produkt z portalu / aplikacji social media;
- 70% konsumentów, zanim zrealizuje zakup w e-commerce, szuka opisów, opinii i komentarzy o produkcie i marce w social media;
- Współpraca projektowa Nike i Snapchat nastawiona na promocję i sprzedaż Air Jordan III „Tinker” okazała się sukcesem – po meczu NBA All-Star, produkt wyprzedał się w 23 minuty;
- W 2015 roku Facebook w Stanach Zjednoczonych miał wpływ na 51% zakupów w online i offline;
- W roku 2020 w stanach liczba osób kupujących w usługach social commerce zwiększyła się o około 25% i był to największy wzrost w historii, natomiast w kolejnych latach prognozy mówią o spadającym tempie wzrostu przynajmniej do 2023 roku.
Tak wyglądają w skrócie statystki z rynku amerykańskiego. Czy można je przełożyć bezpośrednio na nasz rodzimy grunt? Na pewno nie. Sposób konsumpcji social media, zaufania do technologii e-commerce, płatności internetowych czy nawet komunikacja brandów z klientami w USA zdecydowanie różni się od polskiej przestrzeni e-commerce. Natomiast są to wyniki, które mogą prognozować część zmian w Polsce.
Oczywiście dropy w stylu Nike i Snapchat to współpraca, która przynosi dobre efekty. Klienci coraz częściej szukają informacji o produktach w social mediach itd. Na polskim rynku ta sytuacja będzie podobna (procentowy wzrost), ale na inną skalę. Oczywiście wszystko zależy też od grupy odbiorców.
Co wiemy o polskim rynku?
Do takich badań lubię wykorzystywać narzędzie Similarweb. Zobaczmy, jak wygląda sytuacja w przypadku moich ulubionych case’ów e-commerce czyli eobuwie.com.pl i Zalando. Od razu przestrzegam przed zero-jedynkowym traktowaniem tych statystyk, potraktujmy je na tym etapie, jako pewną reprezentację całości (case study).
Po wpisaniu haseł: “eobuwie.com.pl” i “zalando.pl” otrzymujemy następujące wyniki:
- Oto źródła odsłon domeny eobuwie.com.pl w okresie ostatnich 6 miesięcy:
Direct — 28,17%, Referrals — 4,36%, Search — 40,66%, Social — 8,62%, Mail — 4,47%, Display — 13,73%
- Odesłania bezpośrednio w samym social media pochodziły z:
Facebook – 85,61%, YouTube — 10,37%, Facebook Messenger — 1,88%, LinkedIn — 0,47%, Twitter — 0,35%,
- Zalando — odesłania na domenę zalando.pl w okresie ostatnich 6 miesięcy pochodziły z:
Direct — 48,03%, Referrals — 3,86%, Search — 35,75%, Social — 12,95%., Mail — 5,17%, Display — 0,25%
- Odesłania bezpośrednio w samym social media pochodziły z:
Faceobok — 86,21%, YouTube — 10,11%, Facebook Messenger — 1,60%, Twitter — 0,59%, Instagram — 0,51%.
Warto dodać, że Zalando jest numerem jeden w swojej kategorii w Polsce, a Eobuwie plasuje się tuż za podium, na 4 pozycji. Branża oczywiście modowa.
Tutaj ważna dygresja na temat opłacalności budowania contentu na TikToku i wielkiej mocy sprzedaży na Instagramie, jeśli jest budżet i czas – czemu nie? Jeśli nie ma, to proponuję skupić się na Facebook’u – statystki pokazują, że zdecydowanie ten serwis społecznościowy nie umiera.
Analizując jeszcze wyniki Eobuwie i Zalando. To są wyniki przekierowań, nie zakupów. Skupiając się tylko na tych wynikach widać, że social media wysyłają bezpośrednio na te strony 10% ruchu. Mało? Ogromnie dużo, jeśli Wasza firma nie działa solidnie w social media, to już wiecie, jak wygenerować minimum 10-procentowy wzrost obrotów.
Jaka jest przyszłość kanału sprzedaży z wykorzystaniem social mediów?
Według mnie social commerce jest trendem od wielu lat, nie jest wcale hitem na rok 2021. Wskaźnik wzrostu przewidywany na kolejne lata pokazuje, że przyszłość tej gałęzi handlu elektronicznego rysuje się w „słonecznych barwach”. Co więcej, social commerce jest tak szerokim zjawiskiem, że skoki w tendencji wzrostowej mogą się pojawiać. Wystarczy, że powstanie nowa aplikacja społecznościowa lub obecnie istniejący Facebook wprowadzi nową rewolucjonizującą funkcję.
Media społecznościowe weszły na stałe do naszego świata, tak samo jak szeroko pojęty e-commerce – tutaj, moim zdaniem, będą tylko delikatne i elastyczne “liftingi” z ukierunkowaniem do odpowiednich platform. Czy to będzie SaaS, czy Open Source, czy Allegro, czy Amazaon, czy Facebook, czy Instagram, czy zaczepnie pisząc, Clubhouse…
Jeśli zainteresował Cię ten tekst, zajrzyj na social media Macieja Grada:
Instagram: PanMarketing.pl
Linkedln: https://www.linkedin.com/in/maciejgrad/
Facebook: https://www.facebook.com/gradmaciej
Informacje statystyczne pochodzą z:
32 Stunning Social Commerce Statistics for 2020
Jak założyć sklep internetowy? Od czego zacząć? Co to jest model dropshippingowy? Jak osiągnąć sukces i generować duże zyski? Poniżej znajdziecie naszą rozmowę z Tomaszem Niedźwieckim, twórcą platformy TakeDrop.
Zaczęło się niewinnie. Na studiach Tomek importował rzeczy z Chin, a następnie sprzedawał je na polskim rynku. Z czasem założył swój własny sklep internetowy. Dziesięcioletnie doświadczenie w branży e-commerce pozwoliło mu zrobić krok dalej. Stworzył platformę do tworzenia sklepów w modelu dropshippingowym, TakeDrop. 8 milionów złotych – aż tyle nasz rozmówca wydał w ostatnich latach na reklamę na Facebooku. Jak do tego doszło?
Rozmowę przeprowadził Piotr Chmielewski, CEO Social Media Now.
Piotr Chmielewski: Od czego zaczęła się Twoja przygoda z e-commercem?
Tomasz Niedźwiecki: Na studiach zajmowałem się importowaniem produktów z serwisu Aliexpress i ich sprzedażą. Czyli znajdowałem produkty w Internecie, które w Polsce można było sprzedawać drożej. Na początku zdecydowałem się te produkty importować, jednak szybko okazało się, że tworzenie własnego magazynu, zajmowanie się logistyką, jeżdżenie do urzędu celnego, same odprawy celne – jest bardzo kłopotliwe, szczególnie dla osoby na studiach.
Wyobrażam sobie. Czyli było to dobre rozwiązanie tylko na samym początku?
Tak, w naszym sklepie mieliśmy 140 tysięcy produktów… i de facto sami nie wiedzieliśmy, co sprzedajemy. Produkty były pobierane z serwisu Aliexpress automatycznie i przydzielane do odpowiednich kategorii. Następnie były umieszczane w naszym sklepie, a później w feedzie produktowym Facebooka. Im wyższa była kwota wydana na reklamę, tym lepiej Facebook wiedział, co i jak sprzedawać konkretnej osobie. Problematyczny był jedynie czas dostawy, na który nie mieliśmy wpływu. Jednak na dłuższą metę tworzenie stabilnego biznesu w ścisłym związku z Aliexpressem nie jest perspektywiczne. Właśnie dlatego skierowaliśmy uwagę na polskie hurtownie.
Powiedz, w takim razie, czym właściwie jest dropshipping?
(śmiech) Znajomym mówię, że zajmuję się sprzedażą rzeczy, których nie mam. Dropshipping to tak naprawdę tylko określenie, które mówi, co się wydarzy z logistyką konkretnej paczki.To sprzedawanie rzeczy, którymi dysponują inni, ze swoją marżą. Ta marża jest naszym wynagrodzeniem za dotarcie do klienta, przedstawienie produktu. To krótko mówiąc, pośrednictwo w sprzedaży. Nie musimy mieć produktów, które sprzedajemy – to jest właśnie ten decydujący argument, który sprawia, że dużo osób się dropshippingiem interesuje. Możemy dysponować bardzo dużymi magazynami, samemu pracując jedynie sprzed komputera.
W tym czasie zainwestowałeś również duże środki na kampanie na Facebooku, uwaga… aż 8 milionów złotych.
Tak. Bardzo dużo się nauczyłem w tamtym czasie.
A możesz powiedzieć, skąd taki odważny ruch z Twojej strony? Jakie było Twoje nastawienie? Większość osób zaczyna swoje kampanie jednak od dużo niższych kwot, rzędu kilkuset złotych miesięcznie, maksymalnie kilku tysięcy. Rzadko kto dochodzi do kwot tego rzędu… ile to mniej więcej wychodziło?
W rekordowym miesiącu wydaliśmy ponad 500 tysięcy złotych.
Pytam, bo przecież nie miałeś gwarancji, że to będzie opłacalne…
Powiem szczerze, że ja miałem taką pewność. Zaczynałem od niskich kwot. Testowałem kampanie, zaczynając od pięćdziesięciu, stu złotych i sprawdzałem wyniki. W pewnym momencie okazało się, że to tylko kwestia dokładania zer – stopniowego skalowania budżetów.
U nas w agencji mamy z klientami (sklepami internetowymi) taką umowę, że jeśli zwrot z wydatków na reklamę (ROAS) przekroczy 8 w danym tygodniu, to w następnym tygodniu zwiększamy budżet na reklamę na przykład o 25%. Rozumiem, że u Was działało to podobnie?
Dokładnie. Jeśli widzisz, że kampania za sto złotych zaczyna generować przychody, to wydaj na przykład dwieście, jak dwieście złotych działa, to wydaj pięćset itd. W ten sposób możesz dojść do sytuacji, w której jednego dnia wydasz dwadzieścia tysięcy złotych i jest to opłacalne. Na przykład w niedzielę patrzyłem na licznik, a Facebook w tym czasie przeprowadzał tysiące zamówień. Moim zdaniem, dużo osób boi się wydawać pieniądze, ale trzeba pamiętać, że reklamy są dźwignią handlu.
Dużo się nauczyłeś. A od czego dzisiaj byś zaczął budowanie biznesu w modelu dropshippingowym?
Zacząłbym od polskich hurtowni. Ich produkty stają się bardziej konkurencyjne w stosunku do tych z Chin. Nie tylko chodzi jakość, ale też o końcową cenę. To widać. Te produkty się sprzedają. Zwrot w kierunku polskich hurtowni, moim zdaniem, jest rozsądniejszym kierunkiem, to stabilny partner. Zwłaszcza, że to szansa na stworzenie relacji i sieci kontaktów na miejscu. Nie oznacza to rezygnacji z możliwości sprowadzania towarów z zagranicy. Możemy się przecież umówić z konkretną hurtownią, aby dany produkt sprowadziła do swojego magazynu. Stabilnym fundamentem w biznesie w tym modelu jest stabilny partner.
A TakeDrop, twoja platforma – czym jest i w czym może nam pomóc?
TakeDrop to platforma do automatyzacji sklepu internetowego, którą budujemy od 4 lat. Najpierw korzystaliśmy z platformy Woocommerce, później przeszliśmy na PrestaShop, a w momencie, w którym zaczęliśmy generować bardzo duże zyski, mogliśmy sobie pozwolić na to, żeby zacząć budować swoją własną platformę. Chcieliśmy, żeby spełniała nasze wymagania technologiczne, rozwiązywała codzienne problemy oraz usprawniała naszą działalność. Kiedy TakeDrop zaczął działać, zaczęliśmy się zastanawiać, czy nie warto podzielić się naszym doświadczeniem i czy nie udostępnić tej platformy innym osobom. To też nas dużo nauczyło, ponieważ w trakcie okazało się, że brakuje kilku ważnych funkcji. I teraz po około pół roku możemy powiedzieć, że nasza platforma jest kompletna i pozwala automatycznie w ciągu paru minut stworzyć sklep.
Utworzenie konta, integracja z hurtowniami, dodanie produktów – pierwsze kroki rzeczywiście są bardzo proste…
Tak, ale kolejne już takie nie są. A to od nich zależy, jak nasz sklep wypozycjonuje się na rynku. Bardzo ważna jest promocja, poinformowanie klientów, o naszym istnieniu i oczywiście sama sprzedaż. Ten model jest świetny do nauki przedsiębiorczości. Im lepszy jesteś w rozwiązywaniu problemów, tym lepiej działa twój biznes. Konkurencja jest ogromna i trzeba się w czymś specjalizować.
A w jaki sposób ustala się ceny w tym modelu?
Hurtownia przekazuje nam w pliku integracyjnym ceny produktów. To są ceny, po których kupujemy je od hurtowni. Następnie możemy ustalić sobie narzuty. Nie powinny one być takie same dla każdej ceny, ponieważ najtańsze produkty możemy sprzedać z największą marżą, a te droższe z mniejszą. Warto też te ceny zaokrąglać, żeby klientowi nie pokazała się kwota 66,11 złotych, ale to już automatyka. Należy też pamiętać, że rozpoczynając współpracę z hurtownią, nie dostaniemy takich cen, jak ktoś, kto już pokazał, że generuje obroty. Mój plan na początek był taki, aby wygenerować duży obrót, a niekoniecznie zarobić – właśnie po to, aby pokazać się hurtowni jako stabilny i wiarygodny partner. Dzięki temu dostałem 25% rabat. To jest kluczowe, naszą siłą negocjacyjną jest dotychczasowy obrót.
Czyli ważne są relacje z hurtowniami? A czy można powiedzieć, że hurtownie coraz poważniej traktują sklepy działające w modelu dropshippingowym?
Tak. Można powiedzieć, że ostatnio tworzy się cała gałąź rynku e-commerce, nastawiona na sprzedaż w tym modelu. Widzą to też polskie hurtownie. Niektóre z nich już mają osobne działy do obsługi dropshipperów.
Dzięki dropshippingowi, wiele osób może współpracować z tą samą hurtownią i oferować te same produkty. Ceny w internecie można bardzo łatwo porównać. Czy nie uważasz, że będzie to prowadzić do dużej konkurencji i walki cenowej? Jeśli produkt jest taki sam, to czy tylko cena się liczy?
Nie. Nasze, gdy sprowadzaliśmy produkty z Aliexpressu, wciąż były one “dwa kliknięcia dalej” – można je tam było kupić dużo taniej. Jednak, jeżeli my przygotujemy opis produktu, zachęcimy klienta poprzez inne motywatory takie, jak rozmowa na czacie, rozmowa telefoniczna, doradztwo, estetyka przekazu (zrobimy sesje, prezentacje produktu) – to wielu naszych klientów to doceni. Takie mamy doświadczenia. Naszym wynagrodzeniem będą zakupy, nawet gdy cena będzie u nas wyższa. Zakupy polegają na wywoływaniu emocji. Jeśli opis, grafika wzbudzi chęć posiadania u klienta, to często nie będzie on szukał w innym sklepie.
Czy masz sposoby na to, jak ocenić dany sklep i jego potencjał? Od roku prowadzimy projekt GrowNow, w którym współpracujemy ze sklepami internetowymi na zasadzie success fee, czyli rozliczamy się w zależności od wyników kampanii reklamowych. Musimy w związku z tym umieć oceniać, które sklepy mają szansę generowania większej sprzedaż. Jednym z moich kryteriów jest estetyka materiałów wizualnych. Czy sklep korzysta tylko ze zdjęć dostarczonych przez hurtownie, czy idzie o krok dalej i przeprowadza specjalne sesje zdjęciowe. Czy wykorzystuje interesujące materiały wideo, które mogą być później użyte w reklamach? Czasem wystarczy zerknąć na Instagram i sprawdzić, czy dany sklep jest dobrze odbierany przez klientów. Czy też masz takie doświadczenia? Na jakiej podstawie oceniasz potencjał sklepu?
Najważniejsze jest pierwsze paręnaście sekund w sklepie. Estetyka, logo – te małe elementy składają się na jedną całość. Przyłożenie się do szczegółów, zadbanie o opis produktów, właśnie ta estetyka, przygotowanie karty informacyjnej, na temat tego, co to za sklep, na jakich zasadach działa. Oprócz tego oczywiście to, jak został przygotowany regulamin.
A produkty? Jak je wybrać? I co jest korzystniejsze: dropshipping jednoproduktowy czy wieloproduktowy?
Ja jestem przekonany, że klient kupuje produkt. Nie kupuje zestawień produktów, tylko konkretny produkt. Twórzmy sklepy, w których jest wiele produktów, ale budujmy dedykowane, dobrze skonstruowane opisy dla konkretnych produktów, dlatego, że ten opis pomoże nam w sprzedaży. Klient końcowy nie kupuje „całego naszego sklepu”, tylko produkt.
Rzeczywiście u nas w agencji też tak jest – nie robimy kampanii promujących cały sklep, tylko wybieramy produkty lub kategorie produktów podobnych do siebie.
Na podstawie doświadczenia jestem w stanie intuicyjnie wskazać, który produkt ma szansę wygenerować duży zysk. Czasem się mylę, ale jednak nadal częściej mam rację. Tworzymy też zestawienia wiedzy o danej hurtowni. Każda hurtownia wypełnia ankietę i w niej wskazuje, które produkty dobrze się sprzedają. Zamierzamy też stworzyć bazę danych i statystyk dotyczących produktów, ale to dopiero przed nami.
Co w przypadku, gdy klient zamówi kilka produktów z różnych hurtowni, a wiadomo, że za wysyłkę płaci tylko raz?
Właśnie dlatego doradzamy naszym, aby jeden sklep działał w oparciu o jedną hurtownię.
Jak wygląda oznaczenie wysyłki? Czy na przesyłce będą oznaczenia naszej firmy czy hurtowni?
To jest niedopuszczalne, żeby hurtownia, która działa w dropshippingu zamieszczała swoje materiały. Nie po to my, jako handlowcy, budujemy swoją markę, swój sklep pod swoją domeną, żeby zdobywać klientów dla hurtowni.
Model dropshippingowy ma na pewno dużo zalet, o których już opowiedziałeś. Na pewno też się spotykasz z różnego rodzaju obawami. Jakie słyszysz najczęściej?
„Czy ktoś w ogóle coś ode mnie kupi?” Słysząc coś takiego, zadaje sobie pytanie, jak ktoś może wątpić, że sprzedaż przez Internet działa. Widzimy co się dzieje, ile osób w Internecie dokonuje zakupów. I tak naprawdę każdy sklep może wejść na ten rynek i proponować innym sprzedaż. Są też obawy, które mają uzasadnienie. Na przykład sam proces wysyłki. Kiedy nie mamy nad wszystkim kontroli. Nie możemy być pewni, czy nie wydarzy się coś po stronie hurtowni. Na takie pytanie niestety nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Jedyne, co mogę zasugerować to, żeby te hurtownie weryfikować i z nimi rozmawiać, zadawać pytania, być z nimi w stałym kontakcie. Więc można powiedzieć, że to jest główna, zasadnicza obawa. Jak „zostanie obsłużona” ta paczka, którą hurtownia wysyła, jak hurtownia poradzi sobie z realizacją zamówienia. Inną obawą może być też brak umiejętności, ale to jest już łatwiejsze do przeskoczenia.
Należy patrzeć na ten model realnie. Nie obiecuje on bajecznego przychodu i milionowych obrotów. To tak nie działa. Owszem, możemy w łatwy sposób rozpocząć taką działalność, ale jaki będzie efekt to już inna historia. Staramy się właśnie uwrażliwić wszystkich, że aby coś osiągnąć nie wystarczy po prostu założyć sklep i tylko czekać na zamówienia.
Cały zapis rozmowy znajdziecie poniżej:
Konflikt gigantów technologicznych. Starcie, które może mieć wpływ na rynek reklamy internetowej. Jakie są jego przyczyny, w jakim stopniu wpłynie na możliwości reklamowe na Facebooku i Instagramie, jak się w tym wszystkim odnaleźć? Odpowiedzi znajdziecie poniżej.
O co chodzi w tym sporze?
Apple postanowił namieszać. Nie zgadza się z modelem biznesowym Facebooka czy Instagramu, ale tym samym także z modelem np. Google’a. To model, który dobrze znamy i który uznawaliśmy za oczywisty: nie płacimy za dostęp do serwisu, ale dzielimy się swoją aktywnością i danymi. Te dane służą do wyświetlania spersonalizowanych reklam, na których zarabia platforma.
Tim Cook nagrał na ten temat wystąpienie, które możecie obejrzeć tutaj.
Padają tam dość ciężkie oskarżenia.
Tim Cook twierdzi, że jeżeli będziemy akceptować to, że wszystko może być zagregowane, to wtedy tracimy dużo więcej niż dane. Tracimy „wolność do bycia ludźmi„. Powtarza też tezy netflixowego „Social Dillema”, mówiąc że dla dzisiejszych serwisów użytkownik: „nie jest klientem, a produktem” i że nie powinniśmy pozwolić „by dylemat społeczny przerodził się w społeczną katastrofę”. Mówiąc krótko: Apple uważa, że użytkownik powinien po raz kolejny wyrazić zgodę na to, by jego aktywności były rejestrowane.
Po raz kolejny, dlatego że użytkownicy zakładając konto na Facebooku już raz tej zgody udzielili. Odpowiednie sformułowanie znajduje się w regulaminie Facebooka – w drugim akapicie.
Założenie konta na Facebooku czy Instagramie jest więc wyrażeniem zgody. Już dziś można ją jednak wycofać, bezpośrednio na FB) , widać na screenie poniżej:
Rozwiązanie ogłoszone na konferencji F8 pod nazwą „Clear History” , umożliwia wyczyszczenie historii aktywności na stronach internetowych. Reklamy na podstawie tych aktywności nie będą wtedy wyświetlane.
Dla Apple’a to najwyraźniej jednak mało. Wymusza w związku z tym wyświetlanie użytkownikom Iphone’ów, którzy zaktualizują system do najnowszej wersji (iOS14), takiego oto zapytania:
Pytanie brzmi: czy pozwalasz Facebookowi śledzić Twoją aktywność na innych stronach i aplikacjach? Powyżej dwie odpowiedzi do wyboru.
Jaki będzie efekt? Pewna grupa użytkowników będzie korzystała z Facebooka czy Instagrama „na gapę”. Jeżeli użytkownik zaznaczy, że nie chce aby Facebook zbierał dane o aktywnościach, to będzie korzystać z Facebooka, ale nie będzie za to w żaden sposób płacić. Ani pieniędzmi, ani swoimi danymi.
Nasuwa się porównanie z Adblockiem – czyli rozwiązaniem, które powoduje, że użytkownicy mogą korzystać z treści, ale nie oglądać reklam. Dla użytkownika to sytuacja wymarzona, ale twórcy portali internetowych utrzymujących się z reklam mają problem.
Można oczywiście powiedzieć: „przecież brak zgody na zapytanie w iOS14 nie oznacza, że nie będę widzieć reklam na Facebooku. Reklam będzie tyle samo, ale nie będą po prostu wyświetlane na podstawie mojej aktywności”. I to prawda, ale jednak niewiele to zmienia. Przyczyną sukcesu Facebooka, Youtube’a, czy Linkedina są personalizowane, a nie przypadkowe reklamy. Ich system reklamowe muszą umożliwiać precyzyjne dotarcie do odpowiednich odbiorców, inaczej staną się bezwartościowe dla reklamodawców.
Na dłuższą metę model, w którym serwisy społecznościowe są bezpłatne, a jednocześnie użytkownicy nie dzielą się swoimi danymi, jest nie do utrzymania.
Czego to dotyczy… a czego nie?
Mimo wszystko zmiana ma – przynajmniej na razie – dość ograniczone konsekwencje. Nie jest „największą rewolucją we współczesnej reklamie internetowej”, bo i takie tezy się pojawiają.
Zwróćmy uwagę, że ostatecznie zapytanie na iOS14 dotyczy tego czy zgadzamy się na śledzenie aktywności w aplikacjach i na stronach internetowych. A to znaczy, że to w żaden sposób nie dotyczy tego, co użytkownicy robią na Facebooku i Instagramie, czyli większości ich aktywności.
Spójrzmy na przykład na niestandardowe grupy odbiorców. Znajdują się tam tylko dwie grupy, które tworzymy na podstawie aktywności w witrynie lub w aplikacji. Wszystkie pozostałe tworzymy na podstawie tego, co użytkownicy robili na Facebooku i Instagramie.
Co więcej należy się spodziewać, że Facebook i inne platformy, nabiorą dodatkowej motywacji do tego, żeby udostępniać rozwiązania, które pozwalają zatrzymać użytkownika na Facebooku albo na Instagramie. Tak długo jak użytkownik wykonuje przeróżne aktywności w ramach tych platform, to powiadomienia Apple’a nie mają żadnego znaczenia. Apple nie może zablokować zbierania danych o tym, co dzieje się wewnątrz Facebooka i Instagrama.
Facebook może chcieć więc jeszcze bardziej uniezależnić się od reszty Internetu oferując i rozwijając rozwiązania takie jak sklepy…
…płatne wydarzenia wewnątrz Facebooka, możliwość oferowania subskrypcji, czy rozwiązania związane z rezerwacją, wizyt, spotkań, konsultacji:
Niedawno pisał o tym zresztą Mark Zuckerberg: „budujemy narzędzia zakupowe, które pozwalają małym firmom mieć takie same możliwości reklamowe jakie w przeszłości miały tylko duże firmy.” I to wszystko jest wewnątrz naszej platformy, można dodać.
Jak poważny jest to problem?
Mimo wszystko problemu z iOS14 nie można bagatelizować. Wygląda na to, że jest on dość poważny, mimo że dotyczy tylko zewnętrznych stron i aplikacji. W przeciwnym razie Facebook nie publikowałby w prasie reklam tego typu:
Wystarczy spojrzeć też jak na możliwość wyrażania wspomnianej zgody reagują sami użytkownicy. Zdecydowana większość zdecydowanie reaguje negatywnie.
No dobrze. A ilu mamy tak naprawdę w Polsce użytkowników iPhoneów? Na Facebooku mamy w Polsce 15 do 20 milionów osób, a 12% używa tych urządzeń.
Z danych uzyskanych z naszych kampanii reklamowych wynika z kolei, że od 16 do 20 procent odbiorców wyświetlało reklamy na urządzeniach Apple’a.
Pewna część z tych osób (zapewne większość) nie wyrazi zgody na analizowanie ich aktywności. A to oznacza, że m.in. FB otrzyma mniej danych na ich temat.
Dla reklamodawców oznacza to mniej osób w grupach remarketingowych (tworzonych na podstawie aktywności na stronach www), mniej dokładne dane o wynikach kampanii (np. w sklepie internetowych zakupy będą, ale FB nie będzie mógł przypisać tych zakupów do konkretnych kampanii), gorszą optymalizację wyświetlania reklam (mniej danych o aktywnościach zaburzy działania algorytmów).
Co trzeba zrobić?
W tej części skupimy się na systemie reklamowym FB & IG. Przede wszystkim zauważmy, że Facebook ostatecznie te zmiany, wynikające z decyzji Apple’a, przenosi na cały system reklamowy, tzn. nie będzie dwóch systemów reklamowych” dla użytkowników iPhone’ów i Androida. Nowe rozwiązania mają za zadanie ograniczyć negatywne efekty decyzji Apple’a, wymuszają jednak na wszystkich reklamodawcach pilne działania. Chodzi o cztery, kluczowe zmiany:
1. Weryfikacja domeny
Temat nie jest nowy, ale w tym momencie stał się kluczowy. Na niektórych kontach widzimy, że kampanie reklamowe po prostu przestają działać jeżeli domena nie jest zweryfikowana. Domenę trzeba zweryfikować w Menedżerze firmy:
2. 8 zdarzeń… w tym 1 najważniejsze
Ponieważ Apple będzie przesyłał mniej danych do Facebooka, to trzeba wybrać osiem zdarzeń konwersji, które są dla nas ważne. Na stronach internetowych użytkownicy robią różne rzeczy. Mogą dokonywać zakupów, dodawać do koszyka, wchodzić do różnych zakładek i każda z tych akcji jest jednym zdarzeniem. Do tej pory, mogliśmy śledzić bardzo dużo tych zdarzeń, teraz zostaje to ograniczone do ośmiu.
Należy to zrobić w zakładce „Pomiar zagregowanych zdarzeń”:
Jeżeli tego nie zrobimy, to przy tworzeniu kampanii zacznie się pojawiać taki komunikat:
Po drugie należy ustawić priorytet od najważniejszego, do najmniej ważnego. Warto podkreślić, że to, że użytkownik zaznaczy, że nie chcę być śledzony nie oznacza, że Facebook nie otrzyma żadnych danych na temat aktywności tej osoby na stronach internetowych a tylko, że Facebook otrzyma informację o jednym zdarzeniu. I dlatego trzeba ustalić tę hierarchię.
Jeżeli użytkownik dokona zakupu na stronie internetowej, to wtedy Facebook będzie mógł przypisać zakup do kampanii. Jeżeli nie dokona zakupu, to będzie się kierował się wybraną przez nas kolejnością i na tej podstawie ustali o którym zdarzeniu powinien „wiedzieć”.
Oczywiście gdy użytkownicy wyrażą zgodę (lub gdy nie używają iOS14), to wtedy Facebook będzie otrzymywał tyle danych co do tej pory (o wszystkich zdarzeniach, nie tylko o jednym).
I jeszcze jedna ważna kwestia z tym związana. Zmiana kolejności lub dodanie nowego zdarzenia, może spowodować wstrzymanie zestawów reklam, które je wykorzystują. Aktualizacja może trwać do 72 godzin, a nawet po tym czasie zestawy reklam mogą nie aktywować się automatycznie – trzeba to będzie zrobić ręcznie.
3. Atrybucja
Trzeci punkt jest związany z atrybucją, czyli z mierzeniem i przypisywaniem wyników do kampanii.
Nie będzie możliwe ustawienie jej na poziomie konta reklamowego, jak do tej pory. Dotychczas na poziomie konta określaliśmy czy chcemy, żeby Facebook i Instagram przypisywał wyniki do kampanii np. przez siedem dni od kliknięcia, czy przez 28 dni od kliknięcia. Wybór 28 dni oznaczał, że jeżeli użytkownik kliknął w reklamę dzisiaj a dokonał zakupu za 27 dni, to wciąż ten wynik był przypisany do kampanii.
Teraz te ustawienia są przenoszone z poziomu konta reklamowego na poziom zestawu reklam – do modułu „Optymalizacja i wyświetlanie”.
Przy tworzeniu kampanii trzeba kliknąć „Wyświetl więcej opcji” i wtedy tutaj można zmienić ustawienia atrybucji – „najszersza” opcja to teraz 7 dni od kliknięcia i 1 dzień od wyświetlenia.
4. Targetowanie i mierzenie wyników
Jeżeli Facebook będzie miał mniej danych od Apple’a na temat tego kto wchodzi na stronę internetową i co tam robi, to można spodziewać się spadku liczebności grup związanych ze stroną internetową, czyli niestandardowych grup docelowych tworzonych na podstawie „Witryny” (podobnie z aplikacjami).
Jeśli faktycznie tak będzie warto stworzyć grupy docelowe nie z 30 dni, ale z 60 dni albo określić szersze kryteria grup remarketingowych (bardziej ogólne adresy, usunięcie kryteriów zawężających itd.).
Chwilowym błędem na który natrafiamy w raportach dotyczących skuteczności kampanii jest to brak podsumowania wartości oraz liczby zakupów – jeżeli w kampaniach mamy jakieś kwoty, to na dole brakuje kwoty łącznej.
Rozwiązaniem jest wybór opcji „Porównaj atrybucje”:
To oznacza, że wtedy wyniki się podzielą na te wynikające z wyświetleń i te wynikające z kliknięć – tu suma jest już dostępna:
A jak radzić sobie ze spodziewanym spadkiem liczby raportowanych konwersji z urządzeń Apple’a? Do tych konwersji (np. zakupów) będzie przecież dochodzić, problemem jest tylko brak przypisania ich do kampanii. Rozwiązaniem może być podział wyników na urządzenia i systemy operacyjne – podział wyników urządzenia z Androidem i z iOS-em.
Zobaczymy wtedy różnicę, czyli to ile było konwersji, jaka była wartość konwersji na urządzeniach z Androidem a jaka była na Iphone’ach. Następnie można założyć założyć, że ten ubytek (jeżeli będzie) na iPhone’ach będzie wynikał właśnie z tego, że część użytkowników poprosiła, aby ich nie śledzić.
Podsumowując, z jednej strony nie są to zmiany mało ważne. Z drugiej strony nie są, aż tak rewolucyjne w tym sensie, że zmiana dotyczy tylko jednego z systemów i tylko aktywności na zewnętrznych stronach www i w aplikacjach. Do zmian w systemie reklamowym zdążyliśmy się natomiast przyzwyczaić więc poradzimy sobie i tym razem. Powodzenia w kampaniach!