Rok 2027, powiadomienie od asystenta AI na Instagramie: „Zamówiłem Ci najlepszą pizzę w mieście. Jest w drodze. 99 procent osób podobnych do Ciebie było zadowolonych z zakupu. Smacznego!”

Sztuczna inteligencja od lat, stopniowo przejmuje przeróżne decyzje, które kiedyś podejmowaliśmy sami. Najlepszą trasę wyznacza Google Maps, utwory wybiera Spotify, treści, które czytamy i oglądamy selekcjonują algorytmy Instagrama, Facebooka, czy TikToka.

Tam, gdzie teoretycznie wciąż decydujemy sami – na przykład co obejrzeć na Netflixie lub kupić na Allegro – algorytmy służą pomocą i sugerują kolejne filmy lub produkty.

W przyszłości, zamiast ograniczać się do rekomendacji, będą dokonywać zakupów za nas.

Tak naprawdę to już się dzieje.

W listopadzie 2024 Perplexity udostępniło (w USA) usługę “Shop with Pro”, czyli wirtualnego doradcę zakupowego zintegrowanego z wyszukiwarką AI. Perplexity potrafi na podstawie polecenia użytkownika przeszukać wiele sklepów pod kątem podanych kryteriów (np. „znajdź zimową kurtkę do 800 zł z dostawą w 2 dni”), a następnie automatycznie sfinalizować zakup wybranego produktu z użyciem zapisanej karty płatniczej.

Również Amazon wprowadził już na niektórych rynkach asystenta Rufus, umożliwiającego przeszukiwanie oferty, porównywanie produktów i uzyskiwanie rekomendacji zakupowych. Potrafi on odpowiadać na pytania typu: „Poleć prezent dla dziecka <5 lat” albo „Porównaj różne rodzaje ekspresów do kawy”. Usługa szybko zyskała popularność – w ciągu kilku miesięcy użytkownicy zadali Rufusowi dziesiątki milionów pytań.

Agenci AI od Mety lub TikToka mogą pójść znacznie dalej i tym samym zrewolucjonizować (lub zlikwidować) branżę reklamową.

SociaAI media

Algorytmy social mediów wiedzą o użytkownikach wystarczająco dużo, by oszczędzić nam wysiłku związanego z wyszukiwaniem oraz porównywaniem ofert i podjąć decyzję za nas. Nie tylko w przypadku zamówienia pizzy.

Wyobraźmy sobie przyjaznego agenta AI, który np. w systemie Mety pozwoli:

1. Wybrać obszary, w których pomoże nam w decyzjach zakupowych. Żywność, rozrywka, a może podróże lub elektronika?

2. Określić budżet miesięczny lub roczny.

3. Podać najważniejsze kryteria, którymi ma się kierować i określić co jest dla nas ważne przy wyborze.

Następnie – w wersji podstawowej – agent wyszuka produkty, usługi i zaczeka na zatwierdzenie zakupów przez nas. W wersji zaawansowanej dokona zakupów samodzielnie i pozwoli zrezygnować, gdyby część z nich nie przypadła nam do gustu.

Usługa dla konsumentów będzie bezpłatna. Przedsiębiorca-sprzedawca zapłaci natomiast wyłącznie prowizję od transakcji, którą wygenerował algorytm AI.

Taka wizja jest technicznie możliwa już dziś, co udowadniają także rozwiązania „agentic” od Open AI (Operator) i ich chińskich konkurentów (Manus). Jej urzeczywistnienie wydaje się tylko kwestią czasu. Najciekawsze będą konsekwencje dla platform takich jak Meta, dla reklamodawców (przedsiębiorców i agencji) oraz dla samych konsumentów.

1. Perspektywa Mety

Meta nie jest jedną korporacją, która mogłaby wprowadzić tego typu rozwiązanie, ale skupmy się na niej ze względu na szeroki zasięg, wiedzę o miliardach użytkowników oraz interes biznesowy, który może taką decyzję uzasadnić.

Wg EMARKETER Meta posiada 21,3 proc. udziału w amerykańskim rynku reklamy internetowej (dane z 2024). 25,6 proc. posiada Google, 13,9 proc. Amazon. (https://www.marketingcharts.com/…/us-digital-ad-spend)

21,3 proc. to dużo, ale mniej niż 35,2 proc., które przypada łącznie na dwóch głównych konkurentów. Google i Amazon mają nad Metą istotną przewagę: to tam użytkownicy wchodzą w celach zakupowych. Facebook i Instagram pozostają natomiast platformami „discovery”- nie wchodzimy na nie, gdy chcemy coś natychmiast kupić, choć oczywiście możemy tam produkty i usługi odkryć.

Inteligentny asystent, który oszczędzi użytkownikom czasu poświęconego na przeszukanie Googla, Amazona (czy Allegro) może spowodować, że FB&IG stanie się miejscem gdzie konsumenci wchodziliby po zakupy i gdzie dochodziłoby do transakcji – byłyby platformami „commerce” z prawdziwego zdarzenia. A to oznaczałoby zaznaczenie swojej pozycji w tej części tortu reklamowego, w której Meta – mimo prób – nie była dotąd obecna.

Na korzyść zmieniłaby się też narracja Mety skierowana do przedsiębiorstw: „Gdzie indziej płacisz za wyświetlenia reklam. U nas tylko za sprzedaż – za wygenerowane transakcje”.

Oczywiście takie rozwiązanie to rewolucja, więc niosłoby ze sobą także ryzyka. Biznes Mety prawie w 100 proc. opiera się na przychodach z reklam, dlatego nowość byłoby testowana stopniowo, na małych grupach użytkowników, potem na wybranych rynkach. To jednak standard, a potencjalne zrewolucjonizowanie rynku reklamy może skutecznie zmotywować do podjęcia ryzyka.

Co więcej może okazać się, że Meta nie będzie mieć wyboru, jeśli podobne rozwiązania wprowadzą TikTok, Google, czy OpenAI.

2. Perspektywa reklamodawców

Jeśli tego typu rozwiązania faktycznie się upowszechnią, przedsiębiorców czeka zmiana, którą trudno porównać z czymkolwiek co działo się w ostatnich latach.

Gdyby coraz większa liczba klientów oddawała decyzje o swoich zakupach asystentom AI, żadne reklamy ani programy do ich tworzenia nie miałyby sensu: po co wydawać pieniądze na kampanie, skoro klienci nie zwracają na nie uwagi, bo nie podejmują już decyzji samodzielnie.

Nowy mechanizm pozyskiwania klientów byłby dla przedsiębiorców kuszący. Zazwyczaj deklarują oni, że chętnie rozliczaliby się „tylko za sprzedaż”, a w tym systemie płaciliby wyłącznie prowizję od wygenerowanych przez AI transakcji.

Jednak długofalowe konsekwencje okazałyby się negatywne: klienci byliby mniej lojalni – podejmując decyzje algorytm nie kierowałby się lojalnością. Zamiast tego, podobnie jak dziś decyduje o tym jakie treści w social mediach wyświetlać, brałby pod uwagę setki niejasnych „sygnałów” I na ich podstawie podejmowałby decyzje o zakupie. Cały obszar budowania relacji z klientami stanąłby pod znakiem zapytania. Po co to robić, skoro algorytm i tak ma swoje kryteria?

W teorii konsumenci mogliby wpływać na decyzje algorytmu, w praktyce skończyłoby się jak z konsumowaniem treści w social mediach. Dopóki są zadowoleni z efektu, a AI pozwala im odkrywać ciekawe nowości, pozwalają systemowi działać. Dla przedsiębiorcy oznacza to nieprzewidywalność.

Wyzwaniem mogłyby też być wahania wielkości sprzedaży – ewentualne zmiany w algorytmach wpływałyby już nie tylko na zasięgi postów, ale i bezpośrednio na przychody („Czy Wam też spadła sprzedaż o 90 procent? Instagram chyba znów coś zmienił w algorytmie…”).

Co zrobić, żeby się przed taką ewentualnością zabezpieczyć? Zmian technologicznych nie da się zatrzymać, ale można działać zawczasu:

Budować społeczność, lojalność i markę dziś, by przynajmniej częściowo zatrzymać ewentualny odpływ klientów w przyszłości. Jeśli klient wyraźnie zaznaczy, że chce kupować od marki X, AI prawdopodobnie to zrobi.

Zdobyć jak największy udział w rynku póki jeszcze jest czas. Korzystać z systemów reklamowych na poziomie zaawansowanym i póki to możliwe nie oddawać pełnej kontroli nad kampaniami automatom i algorytmom.

Stawiać na markę osobistą, bo trudniej zastąpić ją alternatywą wybraną przez AI.

Samodzielnie stworzyć własnego agenta AI, który zapewni dodatkową wartość klientom firmy, zamiast biernie czekać aż rozwiązania big-techów wywrócą działalność do góry nogami.

Ewentualnie szykować się do otwarcia agencji AIO (AI Optimisation), która będzie pomagała firmom sprostać wymaganiom algorytmów i spowodować, by częściej kupowały ich produkty.

3. Perspektywa konsumentów

Pomimo początkowych obaw, czy krytyki związanej z obawami o prywatność („teraz już naprawdę algorytmy będą nas znać lepiej niż my sami”) rozwiązanie miałoby szansę się przyjąć.

Zacznie się zapewne od małych zmian, czyli rekomendowania zakupów, skończy na ich dokonywaniu bez pytania.

Dla użytkownika to przede wszystkim wygoda, brak konieczności samodzielnego porównywania wielu opcji i „tracenia czasu” na research.

Agenci AI nie będą też od razu tak samo popularni we wszystkich kategoriach zakupowych. Łatwiej przekażemy AI decyzje dotyczące doboru posiłków w ramach diety, książek które warto przeczytać, czy nawet podróży, które warto zaplanować. Trudniej przyjdzie nam to w przypadku zakupu mieszkania, czy samochodu. Do momentu, w którym znajomi nie zaczną się chwalić, że czegoś takiego i w takiej cenie nigdy w życiu sami by nie znaleźli.

Z pewnością nie wszyscy konsumenci będą gotowi na takie rozwiązanie. Część pozostanie przy „tradycyjnym” podejmowaniu decyzji zakupowych. Prawdopodobnie będą jednak musieli za ten luksus dopłacić: big-techy wymuszą na sprzedawcach niższe ceny, żeby dodatkowo zwiększyć atrakcyjność swoich asystentów, więc klienci kupujący gdzie indziej-samodzielnie zapłacą więcej (już dziś dopłacamy za możliwość wyboru dań w cateringu dietetycznym, czy za szytą na miarę ofertę w biurze podróży, która będzie czymś więcej niż typowe all-inclusive). Zakupy bez AI staną się fanaberią dla nielicznych.

To czym większość osób nie będzie sobie zaprzątać głowy to fakt, że docelowo AI może przejąć za nas wszystkie decyzje, które podejmujemy w naszym życiu. Od wyborów zakupowych już nie aż tak daleko do wyborów kandydatów politycznych albo partnera życiowego. Jeszcze do niedawna uważało się, że „życie to sztuka podejmowania decyzji”. Pytanie ile z nich faktycznie chcemy oddać?

Piotr Chmielewski

CEO Social Media Now

PS Artykuł przeleżał „w szufladzie” prawie rok i mam poczucie, że to już najwyższy czas go opublikować (po drobnych aktualizacjach), bo w związku z rozwojem agentów AI za chwilę będzie to rzeczywistość, a nie futurystyczna wizja.

PS2 Mamy 2025 więc myślę, że trzeba dodać: tekst jest napisany w całości przeze mnie, jedynie przykłady PerplexityAI i Amazon Rufus dostarczył – nomen omen – agent „Deep research” od OpenAI.

Stanowisko ⏩ New Business Manager
Gdzie? ⏩ Zdalnie/Kraków

TWÓJ ZAKRES OBOWIĄZKÓW:

🚀 pozyskiwanie nowych klientów zgodnie z wytycznymi agencji oraz własnego doświadczenia (prospecting),
🚀 pozyskiwanie zapytań ofertowych, obsługa zapytań, negocjowanie,
🚀 tworzenie ofert i prezentacji, 
🚀 dopasowanie ofert pod potrzeby klienta,
🚀 umawianie i prowadzenie rozmów telefonicznych oraz spotkań online z potencjalnymi klientami
🚀 ustalanie warunków współpracy z klientami,
🚀 przygotowanie i finalizowanie umów,
🚀 współpraca z Office Managerem – płatności, faktury, windykacja,
🚀 wsparcie posprzedażowe, 
🚀 współpraca z Zespołem,
🚀 budowanie pozytywnych relacji ze stałymi klientami,
🚀 dbanie o wizerunek firmy wśród klientów,
🚀 regularne prowadzenie CRM.

APLIKUJ DO NAS JEŻELI:

👉 posiadasz minimum rok doświadczenia na podobnym stanowisku, 
👉 cechuje Cię bardzo dobra organizacja pracy, terminowość, duża samodzielność i  proaktywność – poszukiwanie i proponowanie nowych rozwiązań 
👉 masz bardzo dobrze rozwinięte zdolności komunikacyjne i łatwo nawiązujesz kontakt z innymi, 
👉 jesteś na bieżąco z social mediami i czujesz się w tematach marketingowych,
👉 znasz i korzystasz z narzędzi takich jak Sellizer, Pipedrive, lub innych analogicznych narzędzi pracy New Businessa.

MILE WIDZIANE: 

👉 język angielski na poziomie minimum B2

CO DLA CIEBIE PRZYGOTOWALIŚMY:

🔸 UZ lub B2B
🔸 Stawka: 5000 – 7000 netto
🔸 Miejsce pracy, w którym będziesz się czuł/a częścią zespołu.
🔸 Kartę MultiSport.
🔸 Elastyczny czas pracy.
🔸 Wewnętrzne szkolenia.
🔸Pracę zdalną ze spotkaniami w biurze ok. raz na miesiąc. 

📧 Napisz do nas na: kontakt@socialmedianow.pl


Stanowisko ➡️ Social Media Specialist Junior/Mid
Gdzie? ➡️ Zdalnie

TWÓJ ZAKRES OBOWIĄZKÓW:
🚀Tworzenie contentu w mediach społecznościowych.
🚀Tworzenie harmonogramu treści.
🚀Planowanie i tworzenie reklam w kanałach reklamowych Facebook & Instagram Ads.
🚀Tworzenie planów reklamowych i lejków sprzedażowych dla klientów.
🚀Optymalizacja reklam i stała praca nad poprawą wyników.
🚀Kontakt z klientem (głównie mailowy, telefoniczny, online’owy).
🚀Comiesięczne raportowanie wyników.
🚀Moderacja treści w social mediach.
🚀Zlecanie projektów graficznych i stała współpraca z grafikami.
🚀Kontakt z team leaderem i pozostałymi specjalistami.

MILE WIDZIANA
👉Znajomość innych systemów reklamowych, np. LinkedIna, Pinteresta czy TikToka.

APLIKUJ DO NAS JEŻELI:
👉Posiadasz minimum rok doświadczenia na podobnym stanowisku.
👉 Masz niekonwencjonalne pomysły, lekkie pióro i posługujesz się nienaganną polszczyzną.
👉Jesteś na bieżąco z social mediami.
👉Wiesz o istnieniu piksela Facebooka i potrafisz przetestować w nim zdarzenia.
👉Potrafisz tworzyć kampanie z katalogiem produktów i wiesz jak działa remarketing dynamiczny.
👉Masz doświadczenie w tworzeniu kampanii z celem „Konwersje”.
👉Znasz pojęcie ROASU.😉

CO DLA CIEBIE PRZYGOTOWALIŚMY:
🔸 Miejsce pracy, w którym będziesz się czuł/a częścią Zespołu.
🔸 UZ lub B2B
🔸 Stawka: 4000-6000 zł netto.
🔸 Team Leadera, który będzie aktywnie wpływał na Twój rozwój.
🔸 Kartę MultiSport.
🔸 Elastyczny czas pracy.
🔸 Wewnętrzne szkolenia.
🔸 Pracę w 100% zdalną.

Aplikuj ▶️ kontakt@socialmedianow.pl

Cenię materiały, które publikuje Paweł Tkaczyk, więc z zaciekawieniem obejrzałem wczorajszy „Koniec epoki guzika <<Obserwuj>>”. Zgadzam się co do diagnozy, opisu tego, jak zmieniły się social media. Nie zgadzam się co do wniosków i rekomendacji. Uważam, że niektóre z nich – jeśli zostałyby wdrożone – byłyby wręcz dla marek szkodliwe. Dlatego zdecydowałem się opublikować polemikę.

Wideo zaczyna się dobrze: zasady docierania do odbiorców w social mediach faktycznie się zmieniają. Algorytmy przejmują władzę. Coraz mniejsze znaczenie ma to, kto obserwuje profile marek, bo i tak to algorytmy lepiej wiedzą, co komu wyświetlać. Trudniej docierać do Obserwujących, łatwiej do nowych osób. A to wszystko wina/zasługa TikToka, który jako pierwszy wprowadził ten mechanizm i inni poszli za jego przykładem. Co do tego pełna zgoda. Dalej jednak zaczynają się schody. Skupię się na trzech.

1. TEZA z nagrania: skoro to algorytm zdecyduje, jakie treści pokazać, osłabi się relacja odbiorców z markami i twórcami. Z czasem ich pozycja w social mediach będzie tak słaba, jak pozycja sprzedawców na Allegro, gdzie nie przywiązujemy się do konkretnych sprzedawców – liczy się produkt i wygodny zakup.

Cytat z nagrania: „…sprzedawcy na Allegro są wzajemnie wymienialni. W epoce „For you page” (zakładka „Dla Ciebie” na TikToku, czy IG – przyp. PC) twórcy internetowi będą wzajemnie wymienialni, zdani jeszcze bardziej na łaskę algorytmów. I tak jak Allegro nie jest miejscem do budowania marki, tak samo sieci społecznościowe niedługo przestaną być miejscem do budowania marki.”

Polemika:

To, że „guzik Obserwuj” będzie miał mniejsze znaczenie i że o tym, co zobaczą odbiorcy, zadecyduje algorytm, nie oznacza, że pozycja marek w SM będzie tak słaba jak pozycja sprzedawców na Allegro.

Różnica pomiędzy Allegro a SM jest fundamentalna: na Allegro użytkownik wchodzi po to, by tu i teraz kupić produkt. Porównać opcje i podjąć decyzję. Nie wchodzi po to, by budować relację ze sprzedającymi.

W social mediach przeciwnie: odbiorcy nie wchodzą tam dlatego, że mają natychmiastową potrzebę zakupową. Są za to gotowi obserwować działania firm/twórców i z czasem poczuć, że mogą zaufać/polubić ich na tyle, by zdecydować się na zakup.

Allegro nigdy nie było i nie będzie miejscem budowania marki. Social media w przewidywalnym okresie nim pozostaną. Budowanie społeczności/zdobywanie zaufania nadal będzie działać, tylko na zmodyfikowanych zasadach.

✅ Docieranie do Obserwujących mimo wszystko wciąż będzie możliwe (kanały nadawcze, Stories, mailingi w Messengerze, opcja Ulubione itd.).

✅ Docieranie do nowych osób będzie łatwiejsze. Algorytmy pozwalające bezpłatnie dotrzeć do nowych osób, które nie obserwują jeszcze marki, z oczywistych powodów są też szansą. Zasięgi spadały od lat, teraz pojawia się pierwsza od dawna realna perspektywa, żeby to odwrócić.

Więź między twórcą a użytkownikiem nie musi się więc osłabić. Przeciwnie: niektóre społeczności – dzięki większym bezpłatnym zasięgom – będą rozwijać się „na sterydach”.

2. TEZA z nagrania: Markom i twórcom dodatkowo zaszkodzi fakt, że wkrótce nie będziemy zwracali uwagi, od kogo – od jakiej marki lub twórcy – pochodzą treści. Zamiast tego będziemy postrzegać content jako treści z TikToka czy z Instagrama.

Cytat z nagrania: „Takie podejście do algorytmu sprawia, że ani <<kto>>, ani <<co>> nie są już ważne. Koronnym argumentem kierowania uwagi jest <<gdzie>>, a to gdzie? brzmi: <<na TikToku, na Instagramie>>, a nie na TikToku Justina Biebera, czy na Instagramie Żabki.”

Polemika:

Trudno wyobrazić sobie, żeby fani artysty przekierowali swoje emocje wobec niego na emocje wobec TikToka, a hejterzy Żabki swój hejt kierowali na Instagram, a nie na Żabkę. Kryzys Żabki zawsze będzie kryzysem Żabki, a nie kryzysem IG. Sukces nowego teledysku Biebera zawsze będzie sukcesem jego, a nie TikToka.

Niezależnie od technikaliów, od tego jak aktualnie działają algorytmy, w social mediach faktycznie nawiązujemy relacje z konkretnymi osobami czy markami. I właśnie dlatego nie można socjali stawiać w jednym rzędzie z Allegro.

3. TEZA/rekomendacja z nagrania: należy skupić się na własnych kanałach, social media traktować jako miejsce do wyświetlania reklam i kierować z nich do siebie.

Cytat z nagrania: „Jak budować markę? (…) Dokładnie tak samo, jak budują ją sprzedawcy na Allegro. Zabierają się z Allegro i budują własny sklep. Bo tam mają pełną kontrolę nad tym, które produkty są pokazywane czy promowane. Chcesz budować społeczność wokół swojej marki? (…) Twórz tę społeczność we własnej przestrzeni, którą kontrolujesz. Używaj mediów społecznościowych jako platformy reklamowej.”

Polemika:

Obserwuję dyskusję o social mediach i staram się w niej uczestniczyć od lat. To nie są nowe argumenty. W podobnej formie pojawiają się, w różnych źródłach, od dawna.

„Buduj własną listę mailingową”, „social media są tylko źródłem ruchu, służą by kierować do siebie, na swojego bloga” – marketingowcy dobrze znają ten tok myślenia.

Wcześniej mówiło się jeszcze „odbiorcy wchodzą do SM tylko i wyłącznie po rozrywkę, na pewno nie będą zainteresowani treściami merytorycznymi, Facebook nie sprzedaje…” Na szczęście przynajmniej tę ostatnią teorię mamy już chyba za sobą.

W praktyce takie stwierdzenia powodują obniżanie znaczenia social mediów. Skutkują przeniesieniem uwagi marketerów i ich zasobów gdzie indziej, na inne działania. Doba nie jest z gumy, więc np. rozwijanie własnego bloga zazwyczaj oznacza mniej czasu na media społecznościowe.

Jedno nie musi wykluczać drugiego, ale ostatnie kilkanaście lat udowodniło z całą mocą, że marki, które zamiast skupiać się wyłącznie na kanałach „własnych”, postawiły na SM, ogromnie na tym skorzystały. Opłaca się być mocnym tam, gdzie jest uwaga, czas, zaangażowanie naszych odbiorców, a ona jest w SM. Wg najnowszego badania Gemiusa średni dzienny czas w social mediach w Polsce to 2 godziny dziennie, więc to się raczej nie zmieni.

Poza tym warto zadać sobie pytanie, czy w internecie jakiekolwiek kanały są faktycznie w pełni „własne”, bo przecież na reguły Gmaila wpływające na dostarczalność e-maili i algorytmy Google’a decydujące o wejściach na strony www też nie mamy żadnego wpływu.

Traktowanie SM wyłącznie jako „platformy reklamowej” byłoby niepotrzebną kapitulacją, rezygnacją z wielu możliwości, które te serwisy oferują. Większość marek po prostu na tym straci.

Wyjątki? Marki z ogromną rozpoznawalnością i obecnością offline’ową, takie jak Żabka, Rossmann, czy Lidl, które pojawiają się w nagraniu jako przykłady „wychodzenia” lub chociaż ograniczania obecności w mediach społecznościowych. No cóż… bez 10 000 sklepów stacjonarnych (Żabka) nie próbujcie tego w domu.

Więc ostatecznie zmiany nie „powinny nas martwić”. Zawirowania techniczne to w social mediach chleb powszedni, ale też szansa dla tych którzy będą potrafili je zrozumieć i wykorzystać.

PS O co innego chodziło też Mosseriemu (szef IG) przywołanemu na początku materiału wideo. Mówił o innym rozłożeniu wagi, która jest przypisywana dużym i małym twórcom oraz o dowartościowaniu tych mniejszych. Każdy więc – nawet posiadając mniejszą liczbę obserwujących – ma zyskać szansę na dotarcie do większej liczby osób. I to też raczej dobra wiadomość.

Świat bez Facebooka, Instagrama czy TikToka byłby wolny od problemów. Rządziliby nami sami rozsądni politycy. Nastolatki byłyby szczęśliwe, a my nie tracilibyśmy czasu przed ekranem.

Obserwując dyskusję na temat social mediów, można odnieść wrażenie, że odpowiadają one za wszystkie plagi i problemy społeczne tego świata. Uzależnienia, dezinformacja, depresja, „bańki informacyjne”… wystarczy zakazać SM (albo przynajmniej ograniczyć ich popularność), a nasza codzienność stanie się o niebo lepsza.

Czy rzeczywiście?

Jasne, SM mają wady i warto je dostrzegać. Oczywiście, SM są prowadzone przez korporacje, których głównym celem jest zysk, więc trzeba patrzeć im na ręce. Tak, były w przeszłości dowody na to, że mądre regulacje są potrzebne. Jednocześnie w ostatnich latach głos mają prawie wyłącznie krytycy, którzy zdążyli już oskarżyć SM o prawie wszystko.

Od kilkunastu lat obserwuję branżę od środka. W pewnym momencie zacząłem mieć poczucie, że to co wiem o social mediach, w żaden sposób nie zgadza się z tym co się o nich mówi. Dlatego chciałbym przedstawić bardziej zbalansowaną i – mam nadzieję – zdroworozsądkową perspektywę. Myślę, że przyda się inny głos dla równowagi.

UZALEŻNIENIA I DOPAMINA

Podstawowy zarzut wobec social mediów to ich „dopaminowe” mechanizmy, które mają prowadzić do uzależnień. Scrollowanie jest przedstawiane jako czynność nie do odparcia, tym bardziej że treści są nam serwowane przez algorytmy, które znają nas na wylot.

Pytanie czy jest w tym coś faktycznie nowego.

Tak, przewijanie SM może być wciągające. Podobnie jak bezmyślne przerzucanie setek kanałów TV, w nadziei że może trafi się na coś ciekawego. Albo oglądanie trzech sezonów serialu na Netflixie pod rząd (jeszcze tylko jeden odcinek…). Albo klikanie w kolejne clickbaitowe nagłówki na portalu internetowym. Albo granie w gry wideo (ile tam jest mechanizmów dopaminowych!).

W s z y s t k i e media zabiegają o naszą uwagę i chcą nas zatrzymać na jeszcze chwilę dłużej. Trudno spodziewać się, że w przypadku społecznościowych będzie inaczej.

Czy więc ze względu na „demoniczne” mechanizmy social mediów powinniśmy gremialnie skasować konta? Każdy ma takie prawo, ale kasowanie kont w social mediach pod wpływem artykułu przeczytanego na innym portalu internetowym, jest jak odstawienie napojów owocowych pod wpływem producentów napojów gazowanych.

Poza tym dopamina tak naprawdę jest nam potrzebna i sam fakt, że social media mogą powodować jej „wrzuty” nie daje prawa, by automatycznie mówić o uzależnianiu. („Dopamina to cząsteczka krytycznie ważna dla prawidłowego funkcjonowania mózgu (…).wyrzuty dopaminy i aktywowanie układu nagrody, to jeszcze za mało, żeby mówić o uzależniających właściwościach.” – dr Damian Parol (1))

BAŃKI INFORMACYJNE

Jeszcze ciekawiej robi się, gdy krytycy wytaczają ciężkie działo: „social media są szkodliwe, bo w przeciwieństwie do tradycyjnych mediów, zamykają użytkowników w <<bańkach informacyjnych>>”.

Słyszeliśmy to setki razy. Na pozór argument wydaje się logiczny, bo algorytmy faktycznie dostosowują treści do naszych preferencji.

A jednak jest odwrotnie: badania (m.in. Oxfordu (2)) pokazują, że osoby korzystające z mediów społecznościowych są „narażone” na większą różnorodność opinii, niż te, które korzystają z mediów tradycyjnych.

Co jest zresztą logiczne. Kto jest tak naprawdę zamknięty w szczelnej bańce: widz TVN/TV Republika, czy użytkownik Facebooka? Czytelnik Wyborczej/Do Rzeczy, czy osoba korzystająca z Instagrama? Kiedy ostatnio „algorytm” drukowanego wydania dowolnego dziennika „wyświetlił” czytelnikom coś co mogłoby zaburzyć linię redakcji?

Algorytmy faktycznie mają tendencję do pokazywania treści, które nas interesują. Zawsze jest jednak szansa, że wyświetli nam się materiał z innej „strony barykady”. W tradycyjnych mediach nie ma żadnej.

Co więcej: social media mają wbudowane mechanizmy przebijania „bańki”, których gdzie indziej brak. Ciągłe scrollowanie ma wady, ale pozwala też odkryć nowe tematy, profile, treści, o których nie mieliśmy pojęcia. Komentarz pod postem opublikowany przez znajomego oznacza, że post może wyświetlić się też nam. Wyszukanie czegokolwiek powoduje wyraźne przetasowania w algorytmie, więc łatwo z „bańki” wyjść (IG i TT są coraz częściej narzędziami wyszukiwania, szczególnie wśród młodych ludzi).

Bez wątpienia: w naszej naturze jest chęć otaczania się treściami, z którymi się zgadzamy i które pasują do naszych zainteresowań oraz poglądów. A jednak to Wydawca / Redaktor naczelny / Ojciec Dyrektor (niepotrzebne skreślić) zamyka nas w bańce skuteczniej niż algorytm Facebooka.

A WPŁYW NA ZDROWIE?

Chyba najpoważniejszym zarzutem jest potencjalnie negatywny wpływ na zdrowie psychiczne, szczególnie ludzi młodych. Sprawy zeszły daleko, bo jesteśmy już na etapie postulatów całkowitego zakazu korzystania z SM, dla osób w wieku 13-16 lub nawet 13-18 (młodsze osoby już dziś nie mogą zakładać kont). Niektóre Stany i niektóre kraje UE faktycznie się do takiego zakazu przymierzają.

Krytycy mówią o depresji i obniżaniu poczucia własnej wartości, a jednocześnie ignorują fakt, że badania na ten temat nie są spójne i jednoznaczne.

Wpływ zależy od wielu czynników i może być też pozytywny (np. Oxford University (3)).

Potwierdza to też najnowszy (luty 2024) przegląd badań: „Pomimo szeroko zakrojonych badań na ten temat, wpływ korzystania z mediów społecznościowych na zdrowie psychiczne nastolatków pozostaje niejasny, a wyniki badań często są ze sobą sprzeczne.” (4)

Podobnie wnioski wynikają z niedawnego tekstu w Nature: „Analiza przeprowadzona w 72 krajach nie wykazała spójnych ani mierzalnych powiązań między dobrostanem a rozpowszechnieniem mediów społecznościowych na całym świecie. Co więcej, wnioski z badania Adolescent Brain Cognitive Development, największego długoterminowego badania rozwoju mózgu nastolatków w Stanach Zjednoczonych, nie wykazały żadnych dowodów na drastyczne zmiany związane ze stosowaniem technologii cyfrowych.” (5)

Krytycy nie chcą też pamiętać, że z podobnych – teoretycznie słusznych – pobudek postulowano w przeszłości zakaz korzystania m.in. z radia, komiksów, gier wideo, telewizji, internetu. Osoby urodzone w latach 80-tych i 90-tych pamiętają na pewno nagonkę na gry komputerowe i to co się o nich wtedy mówiło. Oskarżenia o promowanie przemocy, przebodźcowanie, wciąganie w nałóg, z czasem ustąpiły bardziej zbalansowanemu spojrzeniu – dziś dostrzegamy też zalety.

Ze względu na swoją powtarzalność, zjawisko demonizowania nowych technologii ma nawet nazwę („paniki technologiczne”) i jest całkiem dobrze udokumentowane (https://pessimistsarchive.org).

Mechanizmy jest prosty:

1. Znajdujemy problem, który faktycznie jest poważny i dotyczy młodych ludzi.

2. Obarczamy winą nową technologię, która aktualnie zyskuje popularność.

To bardzo kuszące: chcemy mieć poczucie, że robimy coś w dobrej sprawie, ale szkodliwe, bo proste diagnozy są zwykle fałszywe, a odwracają uwagę od prawdziwych, bardziej skomplikowanych diagnoz i rozwiązań (następna „panika technologiczna” będzie z pewnością dotyczyła AI).

Przede wszystkim jednak w dyskusji o wpływie na zdrowie psychiczne cały czas umyka nam fakt, że „media społecznościowe” – tak jak zresztą cały internet – nie są jednorodnym tworem, gdzie wszyscy konsumują te same treści.

Badania potwierdzają, że ich wpływ na poszczególne osoby zależy od tego j a k z nich korzystają i c o tam konkretnie oglądają.

Znajdziemy w SM mnóstwo wartościowych treści na każdy temat, w tym na temat zdrowia psychicznego. I też dużo szkodliwego contentu, którego nie tylko młodzi ludzie nie powinni oglądać. Każdy kto pamięta co wyświetla się na TikToku przez pierwszą godzinę od założenia konta, doskonale wie o czym mówię.

Dlatego zamiast zastanawiać się czy Facebook, Instagram, TikTok są zawsze dobre / złe dla odbiorców, powinniśmy skupić się na t r e ś c i a c h i być może nawet odpowiednimi przepisami wymusić na platformach lepszą ich moderację. Szczególnie na kontach osób w wieku 13-16.

Także dlatego, że tak podpowiadają doświadczenia z przeszłości: nie wprowadzono nigdy całkowitego zakazu oglądania TV lub grania w gry komputerowe. Zamiast tego pojawiły się ograniczenia wiekowe dot. konkretnych filmów i produkcji.

Dlatego: przepisy wymuszające lepszą moderację treści – tak. Całkowity, twardy zakaz korzystania – nie.

MINUSY I PLUSY UJEMNE

W całej tej dyskusji o social mediach skupiliśmy się na ich wadach, a zalety uznaliśmy za oczywistość.

Zapominamy, że social media zmieniają układ sił i dają głos nowym podmiotom. SM to nie tylko „złe korpo”, ale też Twórcy i MiŚP, które wcześniej nie miały siły przebicia. Trudno zliczyć wszystkie wartościowe profile, które stały się popularne dzięki nim. W SM spędzamy czas z konkretnymi osobami i organizacjami, dla których np. w telewizji miejsca by nie było. Ich zaletą jest różnorodność. Kto w social mediach nie odnalazł wartościowych Twórców, niech pierwszy rzuci kamieniem…lub zastanowi się nad tym co ogląda, bo jeśli widzi wyłącznie głupoty i „fakenewsy”, to niestety świadczy tylko o jego/jej zainteresowaniach.

Ciekawe też, że cała ta krytyka social mediów nie powoduje spadku liczby użytkowników. Być może czują oni dysonans pomiędzy tym co faktycznie widzą w SM, a tym co się o nich mówi. I mimo wszystko jednak znajdują w nich wartość.

SM dają też szansę na oddolne organizowanie się. Nie bez powodu są zakazane tam, gdzie reżim chce mieć pełną kontrolę nad kanałami komunikacji. Gdyby social media faktycznie psuły demokrację, byłyby mile widziane w krajach, w których reżim chce ją zepsuć. W praktyce jest odwrotnie. Są zakazane tam, gdzie obywatele mają nie mieć nic do powiedzenia. To nie przypadek, że największy problem z social mediami mają autokraci, a próba ograniczenia dostępu do nich to jeden z pierwszych ruchów reżimów próbujących stłumić protesty społeczne. Co nie zmienia faktu, że z dezinformacją trzeba walczyć – to oczywiste.

Social media mają swoje zalety i swoje wady. Jestem przekonany, że trzeba dostrzegać jedne i drugie, mieć do nich zdrowe podejście (tak jak i do innych mediów). Mądre regulacje są potrzebne. A jednocześnie z tej narracji, która robi z SM „kozła ofiarnego” i czyni je odpowiedzialnymi za wszystkie problemy współczesnego świata jest więcej szkody niż pożytku. Skuteczne diagnozy i rozwiązania, są jednak trochę bardziej złożone. Najłatwiej krzyknąć „wina Facebooka” i problem głowy.

Piotr Chmielewski, SMN

Ciekaw jestem oczywiście Waszego zdania. Czy macie podobne odczucia, czy uważacie że jednak przesadzam i SM zasłużyły na całą krytykę z jaką się mierzą?

PS Wśród głosów krytycznych spodziewam się szczególnie jednego, więc odpowiem od razu: „nic dziwnego, że bronisz social mediów, skoro prowadzisz agencję, która się nimi zajmuje!” Jest odwrotnie: prowadzę agencję, p o n i e w a ż uważam, że może z nich wynikać też coś dobrego. Nie oczekujemy od osób prowadzących restauracje, by były przeciwnikami jedzenia na mieście, a od właścicieli firm tworzących strony www, by lobbowali za zakazem internetu. Nie ma powodu, by tym razem było inaczej.

Źródła:

(1) Parol D., Cukier nie uzależnia, a już na pewno nie jak narkotyki.
https://www.damianparol.com/cukier-nie-uzaleznia/

(2) Fletcher R., The truth behind filter bubbles: Bursting some myths. https://reutersinstitute.politics.ox.ac.uk/…/truth…

(3) Orben, A., Przybylski, A.K. The association between adolescent well-being and digital technology use. Nat Hum Behav 3, 173–182 (2019). https://www.nature.com/articles/s41562-018-0506-1

(4) Perlmutter, E., Dwyer, B. & Torous, J. Social Media and Youth Mental Health: Assessing the Impact Through Current and Novel Digital Phenotyping Methods. Curr Treat Options Psych 11, 34–51 (2024). https://link.springer.com/article/10.1007/s40501-024-00312-1

(5) Odgers C., The great rewiring: is social media really behind an epidemic of teenage mental illness? Nature 628, 29-30 (2024). https://www.nature.com/articles/d41586-024-00902-2

AI przejęło zasięgi organiczne na Facebooku & Instagramie…i jak na tym skorzystać.

Według oficjalnych danych Mety, Obserwujący nie widzą już ŻADNYCH treści tylko dlatego że obserwują profile marek na Facebooku & Instagramie! (na razie w US, niedługo zapewne i u nas)

Jednocześnie to właśnie ten moment, w którym marki i Twórcy mogą docierać bezpłatnie do większej liczby osób niż kiedykolwiek.

Obejrzyjcie, żeby zrozumieć zasięgi organiczne i dowiedzieć się jak docierać do większej liczby osób za darmo.

…a potem napiszcie jak tam sytuacja u Was na ten moment: obserwujecie raczej wzrosty czy spadki zasięgów?

Czy jeśli zajmujecie się zawodowo social mediami to powinniście zdawać oficjalne egzaminy Mety i zdobyć ich Certyfikaty? Jak to właściwie działa i czy warto? Dziś trochę o tym.

Swój pierwszy egzamin zdawałem 8 lat temu (!), a teraz ponownie więc widzę trochę nowości. Podstawy jednak się nie zmieniły:

1. Można zdawać online.
2. Pytań jest 60.
3. Formuła to test jednokrotnego, czasem wielokrotnego wyboru.
4. Całość trwa 105 minut.
5. Koszt 75 USD (możliwe, że kiedyś było nieznacznie taniej).
6. Egzamin jest po angielsku i w kilku innych językach, ale polskiego brak.
7. Aby zdobyć Certyfikat trzeba uzyskać co najmniej 700 punktów na 1000.

Z biegiem lat Meta rozszerzyła listę egzaminów. Kiedyś było ich tylko 3, teraz jest 6:

Digital Marketing Associate
Media Buying Professional
Media Planning Professional
Marketing Science Professional
Creative Strategy Professional
Community Manager

Sam proces zdawania był i nadal jest…dość specyficzny. Egzamin prowadzi zewnętrzna firma (PearsonVue), więc odbywa się on na ich platformie.

Przed rozpoczęciem trzeba zrobić zdjęcia (sobie i dokumentowi tożsamości), odłożyć telefon oraz zdjąć zegarek. Wymagane jest też wyłączenie wszystkich innych aplikacji na laptopie. W pomieszczeniu trzeba przebywać samodzielnie, w innym przypadku egzamin zostanie przerwany. Całość jest nagrywana, a przebieg egzaminu obserwuje „proktor”.

Wymogi zostały odrobinę zliberalizowane. Kiedyś przed rozpoczęciem trzeba było też porozmawiać z osobą nadzorującą i pokazywać na kamerze wszystkie zakamarki pomieszczenia, w którym się zdajemy. Z tego na szczęście zrezygnowano.

Nadal jednak kwestie techniczne mogą być dość frustrujące. Na przykład, gdy w kolejce do zdawania jest kilkadziesiąt osób (trzeba czekać) albo gdy platforma egzaminacyjna twierdzi, że wciąż mamy włączony jakiś program i nie pozwala rozpocząć egzaminu (w moim przypadku był to program „dbxv” i chwilę zajęło mi skojarzenie go z Dropboxem).

Tak czy inaczej to tylko szczegóły. Generalnie uważam, że zdawać zdecydowanie warto. Na rynku cały czas przebywa osób i firm, które zajmują się prowadzeniem działań w social mediach, więc tego typu oficjalne wyróżnienie i certyfikacja mogą okazać się bezcenne. Opłaca się przesiedzieć 105 minut w samotności.

No dobrze, a jaki jest poziom trudności? Tym razem zdawałem „Creative Strategy Professional” oraz „Media Planning Professional”. I… powinniście sobie poradzić:

1. Sporo jest case’ów, pytań typu „firma XYZ osiąga takie i takie wyniki przy takich i takich dotychczasowych założeniach. Wybierz najlepszą rekomendację na przyszłość.”

2. Jest trochę pytań trudniejszych, ale i trochę prostych. Np. „Sklep internetowy chce zwiększyć sprzedaż. Który Cel powinien wybrać: Aktywność, Rozpoznawalność, Kontakty, czy może Sprzedaż?” Hmm…

3. Widać wpływ ostatnich rekomendacji Mety na pytania. Jeśli jedną z opcji odpowiedzi jest zastosowanie Advantage+, prawie na pewno będzie to prawidłowa odpowiedź (aż by się chciało popolemizować z układającym pytania https://bit.ly/aiwkampaniach).

4. Sporo pytań o model zakupu dawniej zwany „Zasięg i częstotliwość”, obecnie „Rezerwacja”.

5. Dużo o Audience network i o to jak pogodzić wyświetlanie tam reklam z dbaniem o to, by pojawiały się w odpowiednim dla marki kontekście.

6. Sporo o dostosowaniu reklam telewizyjnych do realiów mediów społecznościowych.

7. Dużo o mierzeniu efektów, szczególnie poprzez opcje Brand / Conversion lift.

Jak mi poszło? Ano zdałem. Pierwszy test 777 / 1000 pkt., a drugi nawet 964 / 1000. Czego i Wam życzę!

#GENAI, czyli tworzenie i edytowanie contentu

to obszar, który najbardziej się teraz ze sztuczną inteligencją kojarzy. Nic w tym dziwnego, bo nowe narzędzia powodują, że niemożliwe staje się możliwe, a tworzenie treści jest prostsze niż kiedykolwiek.
Meta również włącza się w ten obszar, poprzez swoje modele „Lama” (do generowania tekstów) oraz „Emu” (do generowania, edytowania grafik i filmów – przykład w komentarzu). Warto pamiętać, że to ważny temat, ale nie jest jedynym w którym AI przejęła lub za chwilę przejmie stery.

ZASIĘGI ORGANICZNE Tutaj również to sztuczna inteligencja już dziś decyduje o tym co widzą użytkownicy social mediów

Coraz mniejsze znaczenie ma to kto śledzi profil firmy, czy organizacji. Coraz mniejsza część Obserwujących widzi treści tylko dlatego, że polubiła profil. W Stanach to już ZERO procent treści, które ludzie widzą na FB (tak! zobaczcie źródło – oficjalne dane Mety, w komentarzu). Jednocześnie coraz więcej treści jest wyświetlanych bezpłatnie, przez AI.
W praktyce chodzi m.in. o Rolki i posty „Proponowane dla Ciebie”, które w tej chwili stanowią już ponad 20 procent contentu na FB i ponad 40 proc. na IG (źródło: Zuckerberg podczas Earnings Call) i to na pewno nie koniec.

KAMPANIE REKLAMOWE Sztuczna inteligencja jest gotowa przejąć także prowadzenie płatnych działań.

Już niedługo realny będzie model, w którym system automatycznie wybierze cel reklamowy, grupy docelowe, umiejscowienia, a potem stworzy i przetestuje setki reklam oraz przypisze budżet tam gdzie należy. Po stronie reklamodawcy pozostanie tylko podanie podstawowych danych dotyczących promowanej działalności.
Duża część z tych rozwiązań działa już dziś pod nazwą Advantage+, a na rynku dominują dwa skraje podejścia do automatyzowania. I jak to ze skrajnymi podejściami, żadne nie jest optymalne. Pisaliśmy o tym niedawno: https://bit.ly/aiwkampaniach

OBSŁUGA KLIENTA: będzie łatwiej i wygodniej

Już dziś da się zrobić dużo (np. „mailingi” wysyłane przez Messengera, chatboty), a będzie jeszcze ciekawiej: Meta udostępni „AI Studio” – umożliwi markom tworzenie reprezentujących ich agentów / asystentów AI.
Dzięki temu nawet firmy, którym do tej pory nie opłacało się prowadzić działań sprzedażowych w wiadomościach, przychylniej spojrzą na tę możliwość. Pomyślcie o własnym Chacie GPT, ale dostępnym dla odbiorców 24/7, w Messengerze oraz Instagram Direct.

Główne zadanie dla social media marketerów na ten rok? Zrozumieć i zacząć wykorzystywać zmiany w social mediach wywołane przez AI. We wszystkich 4 obszarach.

Jeśli chodzi o decyzję czy automatyzować kampanie na Facebooku i Instagramie czy nie, dominują dwa podejścia. Oba mają bardzo poważne wady:

1. Podejście pierwsze opiera się na totalnej krytyce tego typu rozwiązań:
„wyłącz, wyrzuć, wystrzegaj się”, mówią jego przedstawiciele. Zazwyczaj argumentują to gorszymi ponoć wynikami kampanii tego typu. Dużo w tej grupie osób, które boją się utraty pracy: „jeśli klient wszystko zautomatyzuje to co z naszym zawodem?”.

Problem polega na tym, że takie podejście jest absolutnie nie do utrzymania. Jeszcze dziś być może uda się komuś pokazać case’a dowodzącego, że kampania ustawiona w całości „ręcznie” osiągnęła lepsze wyniki niż ta w 100 proc. „automatyczna”. Technologia idzie jednak naprzód. Walka ze sztuczną inteligencją i automatyzacją jest skazana na porażkę. Algorytmy są i będą coraz skuteczniejsze. Poza tym to przecież rozwiązania, które mają nam ułatwiać życie i przyspieszać pracę. Są po to, żeby z nich korzystać.


2. Podejście drugie to z kolei totalna automatyzacja.
„Niech reklamy robią się same”, „zaufaj w pełni sztucznej inteligencji”, „pozbądź się jakiejkolwiek kontroli nad kampaniami, bo AI zawsze będzie dowozić lepsze wyniki”. W tej grupie są (od niedawna) konsultanci Mety i (od dawna) osoby sprzedające narzędzia do automatyzacji kampanii. Konsultanci twierdzą na przykład, że nowy algorytm („Meta Lattice”) skutecznie automatyzuje wszystkie kampanie, niezależnie od typu działalności (B2B/B2C) i tego czy jest to nowe konto reklamowe, czy takie na którym były już prowadzone działania.

Problemem w tym przypadku n i e j e s t to, że kampanie w pełni automatyczne będą zawsze lepsze/gorsze. Jest nim bardzo ograniczona możliwość zweryfikowania d l a c z e g o wyniki były takie a nie inne. Jeśli system automatycznie wybierze cel reklamowy, grupy docelowe, a potem stworzy i przetestuje setki reklam, na nie wiadomo jakich odbiorcach, to reklamodawca nigdy nie dowie się co działało, a co nie. To, że efekt był dobry nie zamyka tematu! Reklamodawca, który mówi „efekt był dobry, więc nic więcej mnie nie interesuje”, jest jak przedsiębiorca sprzed 100 lat, który na pytanie: „Czemu u Pani / Pana taka kolejka przed sklepem? Skąd tu tyle ludzi?”, odpowiadał: „Nie wiem, ale cieszę się że przyszli…”. Zrozumienie odbiorców zawsze było ważne, a w erze AI będzie jeszcze ważniejsze.

Na szczęście jest trzecia droga, która pozwala korzystać z automatyzacji „z głową” i jak się domyślacie, właśnie to podejście rekomenduję. Chodzi o:

1. Uświadomienie sobie, że podział na kampanie „ręczne” i „automatyczne” jest tak naprawdę sztuczny. Wszystkie kampanie od momentu opublikowania są automatyczne i zarządzane przez algorytmy. Nie da się w systemie Mety (Google’a, TikToka) stworzyć kampanii, która nie będzie optymalizowana przez sztuczną inteligencję.

2. Korzystanie ze wszystkich opcji Advantage+ ułatwiających życie reklamodawcy, z wyjątkiem tych które nie pozwalają zweryfikować i zrozumieć rezultatów w kampanii. W praktyce – na dziś – oznacza to włączanie Advantage+ w przypadku budżetu, czasem też umiejscowień (system podejmuje decyzje samodzielnie, ale pozwala zweryfikować jakie podjął i ocenić ich efekty) oraz unikanie automatyzowania wyboru grupy docelowej (bo tam możliwość weryfikacji w trakcie i po kampanii jest mocno ograniczona). Podejmowanie na podobnej zasadzie decyzji dotyczących optymalizowania treści i kreacji reklamowych.

3. Zauważenie, że możliwość wyciągania wniosków, pójścia „za ciosem”, robienia więcej tego co działa i mniej tego co nie działa, będzie kluczową przewagą w czasach, gdy większość reklamodawców zacznie automatyzować cały proces.
Sam Altman powiedział niedawno, że AI przejmie „95 proc. obecnych zadań agencji, strategów i pracowników kreatywnych”.

W rzeczywistości może przejąć nawet 100 procent. Ale tylko od osób, które całą decyzyjność przekażą AI, a siebie postawią wyłącznie w roli biernego obserwatora.

Jak tam weekend, wypoczęci? Mamy nadzieję, że tak! Zebraliśmy dla Was w tym czasie ostatnie nowinki ze świata mediów społecznościowych. Zapraszamy do lektury!

Kanały nadawcze na IG w Polsce!

W końcu dotarła do nas nowa, bardzo interesująca funkcja Instagrama – kanały nadawcze Twórcy.

Czym jest kanał nadawczy? Jest to coś pokroju kanału wiadomości od Twórcy – wszystko co tam napisze, będzie dostępne dla członków kanału. Co ważne, uczestnicy są raczej bierni – nie mogą komentować wpisów ani sami nadawać na kanale, na ten moment mogą jedynie dodawać reakcje lub brać udział w ankietach.

Opcja ta stopniowo pojawia się u polskich użytkowników.

Nowości w kanałach nadawczych IG:

Mosseri natomiast ogłosił oficjalny start kanałów nadawczych oraz zapowiedział testy dodatkowej funkcjonalności:

– pytań

– moderatorów kanału

– udostępniania wiadomości z kanału nadawczego w relacjach (zarówno Twórcy, jak i członka kanału)

– opcje tymczasowej dostępność i wygasania kanałów nadawczych

Wyświetl ten post na Instagramie

Post udostępniony przez Adam Mosseri (@mosseri)

Nowe wytyczne Unii Europejskiej w sprawie oznaczania beneficjentów i płatników w kampaniach reklamowych

Od 21 czerwca reklamodawcy będą musieli dostosować się do nowego obowiązku – oznaczania beneficjenta oraz ewentualnego płatnika (jeśli są to różne podmioty).

Ustawienie to robi się z poziomu zestawu reklamowego i jest już dostępne do uzupełnienia – warto zrobić to przed 21 czerwca, aby zachować ciągłość reklam bez przerwy na paniczne uzupełnianie.

Obowiązek ten tyczy się tylko reklam, które targetowane są na kraje Unii Europejskiej. Nie jest to na szczęście niż groźnego, ani skomplikowanego – beneficjentem jest podmiot czerpiący bezpośrednio korzyści z reklamy (czyli np. sklep z ubraniami, którego kolekcję reklamujemy), a płatnikiem… podmiot lub osoba płacąca za reklamę J.

Więcej na ten temat przeczytacie w Centrum pomocy dla firm.

MySpace na Instagramie, czyli…

Na oficjalnym Twitterze aplikacji pojawił się screen przedstawiający nową opcję Notes – opisów na Instagramie pojawiających się na liście aktywnych.

Od teraz, będzie można także dołączyć do notatki utwory muzyczne w formie 30-sekundowych klipów. Niestety w Polsce prawdopodobnie nie jest to jeszcze dostępne.

Wyświetl ten post na Instagramie

Post udostępniony przez Adam Mosseri (@mosseri)

YouTube obniża wymogi…

Od teraz na platformie będzie łatwiej zakwalifikować się Twórcom do zarabiania na reklamach. Nowe wymogi prezentują się następująco:

– posiadanie 500 subskrybentów

– 3 publikacje na kanale w ciągu ostatnich 90 dni

Oraz

– 3000 godzin oglądania przez odbiorców w zeszłym roku
lub
– 3 miliony wyświetleń Shortów w ciągu ostatnich 90 dni